sobota, 30 maja 2015

„Maszynopis z Kawonu” - Tomasz Kowalczyk

Powiadają, że każdy może napisać książkę. Tylko, że jeszcze trzeba wiedzieć, nie tylko jak, ale i co w niej zawrzeć. W tej pozycji miałam wrażenie, że autor stara się nam coś (tylko co?!) przekazać w tak cieniutkiej powieści. Problemem było jednak umiejętne zrozumienie ukrytych treść. Aaaa no tutaj musiałam się nieco postarać.




Wydawnictwo: Poligraf
Rok wydania: 2015
Ilość stron: 147










Mamy głównego bohatera – mężczyznę, który opowiada nam jak przebiegają jego dnie i noce. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie pewne wizje, które odnajdujemy w jego snach, czy najzwyczajniej w przemyśleniach. I tak oto będąc na spacerze odczuwa różne bodźce całym sobą: aktywuje wszystkie znane nam zmysłu i nie pomija ani jednego wrażenia. Opisuje każdy przedmiot w sposób szczery, mogłabym nawet rzec pełen wzgardy dla techniki, która to stała się wsysaczem ludzkiej egzystencji. Dowiadujemy się, co dla niego znaczy być moralnym oraz w jaki sposób można żyć godnie, nie ujmując własnemu człowieczeństwu. Ponadto tak prosta rzecz jak odbieranie obrazu – tutaj jest czynnością nader ważną jak każdy oddech.

czwartek, 28 maja 2015

„Diamentowa rzeka” - Bolesław Żabko – Potopowicz

Wincenty Walczak zamieszkały w Londrinie w Brazylii ma żywot dość prosty i przyjemny. Niestety warunki się zmieniają i o pieniądze coraz trudniej. Każdemu w rodzinie: jego dzieciom i wnukom, marzy się lepszy dom, piękny ogródek, nowoczesny samochód. Druga Wojna minęła, więc i lepsze czasy powinny nadejść. Niestety jedynym sposobem na wzbogacenie się jest garimpowanie. Zaszyć się w nieznanej jeszcze nikomu rzeczce, wziąć do ręki sito i przeczesywać kamieniste dno. A nuż trafi się któryś z kamieni szlachetnych?





Wydawnictwo: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
Rok wydania: 1977
Ilość stron: 212


















Władek Walczak wraz ze swoim przyjacielem Stachem Strumińskim decydują się na los garimpejera. Niedawno w pobliskiej okolicy, odnaleziono nowy, nikomu nieznany strumień, posiadające bardzo bogate w kamienie szlachetne dno. Pierwsi wzbogacili się i szybko uciekli. Póki co niewielu wie o tym miejscu, więc i Władek ze Stachem postanawiają poszukać tam szczęścia. Okazuje się, że pieniądze, które państwo Walczakowie mieli otrzymać po sprzedaży działki, wcale tak szybko do nich nie dotrą. Czas mija, a budowa szosy przy Sao Paulo nadal niezaakceptowana. Nie mając środków na zakup innej, lecz wymarzonej ziemi, decydują się zaryzykować i wziąć udział w niebezpiecznej grze.

Garimpejer to osoba, która zajmuje się wydobywaniem kamieni szlachetnych z dna rzeki, bądź strumyków. Okazuje się, że może to być całkiem dochodowe zajęcie, gdyby nie fakt, że aby odszukać ten jeden jedyny czarny i niepowtarzalnie cenny klejnocik – trzeba mieć bardzo, baaardzo duże szczęście. Wielu nie zawraca sobie głowy „zwykłymi” kamyczkami. Wyrzuca na brzeg i szuka dalej. Są jednak i tacy, co zbiorą ich kilogramy i również w jakiś sposób się wzbogacą. Tylko, że tu nie chodzi o drobne, a o wielkie sumy, które zwykłe diamenciki nie dadzą.

Powieść, chociaż krótka, jest naprawdę warta uwagi. Mamy tu do czynienia z intrygą ukartowaną przez negatywne postacie, dla których złoto jest wszystkim. Jeśli upicie i oszukanie nie podziała, są w stanie nawet zabić człowieka, byle otrzymać to, czego pragną. W tak cienkiej książce zapoznajemy się również z dziką przyrodą Brazylii. Dowiadujemy się czym są kabokle, skąd wzięła się nazwa Londriny, jakie zwierzęta możemy spotkać w tym ciepłym kraju oraz sposoby garimpejerów na piranie. Nie zabraknie też kilku gorzki słów o biedzie oraz złym traktowaniu dzieci. Ponadto w książce jest bardzo widoczny polski pierwiastek. Emigranci pomimo wyjazdu z ojczyzny nauczali swoje dzieci języka i historii ukochanego kraju.


Kilka cytatów:

Narzekająco:
„- Znów mi się garnek przypalił – rzuciła gniewnym tonem – a na kupno nowych pieniędzy brak, boście cały grosz w Mato Grosso utopili!
- Wiesz dobrze, jak było! - zdenerwował się dziadek. - Sama tego chciałaś.
- Chciałam mieć piękny dom i duży ogród! - zawołała Hanka. - A co do interesów, to się na nich nie znam! Zawsze słyszałam, że najwięcej rozum w siwych głowach.
Dziadek westchnął głęboko i szykował się do wysłuchania długiej litanii żalów synowej (…).”

Dobrodusznie:
„- Czy zjadłeś w szkole całe śniadanie? - spytała mierząc go badawczym wzrokiem.
- Śniadanie?...hmmm... - zmieszał się Michaś – prawie, że zjadłem.
- To znaczy, żeś nie zjadł! - rozgniewała się Hanka. - Coś z nim zrobił?
- Trochę zjadłem...naprawdę zjadłem – zapewniał matkę Michaś – a trochę...poczęstowałem.
- Kogoś częstował? - nie ustępowała matka.
- Bardzo ładne ptaszki...a potem małpkę – przyznał się Michaś. (…) - One były głodne....”

Strachliwie:
„ - Dziadiu...przypomniało mi się coś. Przecie mojego stryjecznego, Adama Wójcika, na garimpie postrzelili i dotąd kuleje.
- Eeee...- starał się ją uspokoić dziadek. - Adam to bardzo niespokojny duch, garimpował gdzieś daleko w stanie Mato Grosso. (…)
Nie bardzo wierząc zapewnieniom dziadka, Hanka nagle zmarkotniała, postała chwilę na werandzie, machnęła gestem rezygnacji ręką i poszła do kuchni.”

Informacyjnie:
„ Michaś stał dłuższy czas wpatrzony w urzekający barwny taniec kolibrów, a Inri tłumaczył mu, że jest tu dużo odmian tych ptaszków. Największe są niebieskie, a najciemniejsze – zielone, ich długość nie przekracza pięciu centymetrów. Kolibry wiszą nieruchomo w powietrzu, bo tylko w ten sposób mogą wypijać swymi długimi dzióbkami nektar z kwiatów.”

Dwujęzycznie:
„ Dziadek i Michaś spojrzeli na siebie ogromnym zdziwieniem.
- To...to pan mówi po polsku? - spytał Michaś
- Ja mówić, synku, ja mówić – odpowiedział łamaną polszczyzną Murzyn – kiedyś ja dobrze mówić, bo się na polskiej kolonii urodzić i wychowywać. Teraz ja już zapomnieć polska mowa. Eu falei bem, ahora esqueci tudo! - dodał po portugalsku.”

Cytaty i zdjęcia pochodzą z: B.Żabko-Potopowicz, Diamentowa rzeka, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1977 r.


Podsumowując: Jeśli nigdy nie słyszałeś o gorączce jaka opanowała mieszkańców Brazylii to jest to idealna pozycja dla Ciebie. Dodatkowo wzbogacona o niewielkie opisy przyrody, które nie jednego zachwycą. Chociaż krótka, to wystarczająca, by zrozumieć świat garimpejerów.

poniedziałek, 25 maja 2015

Opowieści rodu Otori – Księga III – W blasku księżyca – Lian Hearn

To już ostatni tom opowiadany przez Takeo Otori, prawowitego następcy Shigeru, który według pewnej przepowiedni ma władać od morza do morza. Trylogia ta, opowiadająca losy chłopca z Mino, pochłonęła mnie całkowicie. Złapała w swe sidła i nie pozwala wypuścić, dopóki nie dotarłam do ostatniej strony książki.





Tytuł oryginału: Brilliance of the Moon
Tłumaczenie: Barbara Kopeć - Umiastowska
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2008


Ilość stron: 419










Takeo Otori to chłopak, który z małego, nieznanego miasteczka musiał odejść do Hagi, by stać się mężczyzną odpowiedzialnym za nie tylko swój los, ale również tysiąca innych. Na jego barkach spoczął ogromny ciężar, bo to właśnie szlachta decyduje o życiu i śmierci swych podwładnych, a to najcięższe zadanie dla chłopca z Mino. Wychowywany w wierze Ukrytych nie jest łatwo przesądzać o losach wiernych przyjaciół oraz ukochanej Kaede. Dziewczyny, która pod wpływem okrutnych przeżyć nie zapomina, że i jej dana jest miłość wiernego kochanka.

Głównym celem Takeo jest zadanie ostatecznego ciosu braciom Otori panujących w Hagi o wiele lat za długo. Spiskowcom należy się śmierć, która ma zostać dokonana przez Jato. Tylko czy mu się uda? Nadchodzi lato – czas wojny i pięciu bitew: czterech wygranych i jedna przegrana. Które to będą? Co stanie się z mnichami w Terayamie? Jaki los czeka wyrzutka Jo – Ana? Co zrobi Plemię, po czyjej stronie stanie? Czy Kaede zostanie szczęśliwą żoną?

Pytań jest naprawdę sporo, a co najważniejsze na wszystkie otrzymamy odpowiedzi. Powieść skonstruowana jest w sposób przemyślany. Każdy szczegół pełni swoją rolę w zawiłym świecie, pełnym okrucieństwa, żądzy mordu oraz zemsty, która przechodzi z pokolenia na pokolenie. Czytając miałam świetną zabawę wymyślając jak skończą się wszystkie z pięciu bitew o ziemie Trzech Krain. I muszę przyznać, iż autorka potrafiła mnie zaskoczyć. Bardzo interesująca jest geneza religii Ukrytych. Dopiero pod sam koniec byłam pewna swoich przypuszczeń. Język oczywiście i tym razem był bogaty w słownictwo tworzące piękne zdania, które dla mnie były jak balsam dla książkoholikowej duszy czytelnika. Jestem zakochana w jej stylu. Na dodatek nie tylko główni, ale i drugoplanowi bohaterowie są tak dobrze opisani i wpleceni w losy Takeo i Kaede, że wydaje się to niemożliwe do sprostania w zaledwie kilkuset stronach. Ach, cudownie. Ot co!



Parę cytatów:

Agresywnie:
„ Zamiast się rozstąpić i pozwolić konnym przejechać, ludzie rzucili się na nich. Dwaj chłopi zginęli natychmiast, przepołowieni ciosami między, lecz rozwścieczony tłum zdążył już obalić jednego konia i zrzucić jeźdźca. Po chwili podobny los spotkał pozostałych – mimo zbroi nie zdołali użyć broni, ludzie ściągnęli ich z siodeł i zatłukli na śmierć jak psy.”

Emocjonująco:
„Byłem zbyt poruszony, by móc mówić dalej. Zamrugałem, łzy napłynęły mi do oczu. Ze ściśniętym sercem wspomniałem ostatnie spotkanie z Ichiro. Żałowałem, że nie powiedziałem mu więcej, nie okazałem należytej wdzięczności i szacunku. Zastanawiałem się jak zginął, czy jego śmierć była okrutna i poniżająca. Pragnąłem, by martwe oczy otworzyły się, bezkrwawe usta przemówiły. Jakże niedostępni są zmarli, jak całkowicie od nas odchodzą! Nawet gdy wracają do nas ich duchy, nigdy nie mówią o swoim cierpieniu.”

Prosząco:
„ -Tu byliśmy bezpieczni, lecz kiedy wyjedziemy, wszystko się zmieni. -szepnąłem. -Mam nadzieję ,że uda się nam pozostać razem, ale mogą nas rozłączyć. Wielu ludzi pragnie mojej śmierci, lecz ja nie umrę, póki przepowiednia się nie spełni, póki nie wywalczymy pokoju od morza do morza. Chcę, byś mi obiecała, że cokolwiek się stanie, cokolwiek ci powiedzą, nie uwierzysz, że nie żyję, póki nie zobaczysz tego na własne oczy. Obiecaj, że się nie zabijesz, póki nie sprawdzisz, że naprawdę umarłem.”

Gorączkowo:
„ (…) Zamiast odprawiać poranne modlitwy, mnisi szykowali się do kontrataku wojsk Otori i długotrwałego oblężenia. Migotliwe płomienie pochodni rzucały ruchome cienie na posępne twarze ludzi, gotujących się do wojny. (…) Dołączyliśmy do stłoczonych na ścieżce zbrojnych i ruszyliśmy pod górę krętą, stromą górską ścieżką, tą samą która w zeszłym roku schodziłem z Makoto w pierwszym śniegu. Niebo płonęło, słońce rozjaśniało ośnieżone szczyty różem i złotem, powietrze było zimne, że nie czuliśmy dłoni i policzków.”

Niebezpiecznie:
„ Zbliżał się ku mnie bez słowa; domyślałem się, że ukrywa za plecami broń, lecz nie widziałem jej wyraźnie. Nie dostrzegłem ruchu, usłyszałem jedynie dźwięk, jakby metaliczne szczęknięcie. Jedną ręką obróciłem konia, drugą dobyłem Jato; Aoi, który zobaczył, że olbrzym chce zadać cios, uskoczył na bok i łańcuch potwora ze świstem przeleciał mi koło ucha.”

Cytaty pochodzą z: L. Hearn, W blasku księżyca, Wydawnictwo W.A.B., 2008 r.



Podsumowując: Wciągająca lektura pełna zwrotów akcji, dzięki których nie zanudzisz się na śmierć. Wspaniały kraj w wirze wojny o władzę poparte nadzieją tysięcy mieszkańców. Takeo jest rozwiązaniem wszelkich trosk. Czy mu się uda? Przeczytaj sam i daj porwać się wspaniałej historii rodu Otori.

poniedziałek, 18 maja 2015

„ Zwiadowcy – Ziemia skuta lodem” - John Flanagan

To już trzeci tom serii Zwiadowców, który w trybie: musisz to czytać, skończył się nadspodziewanie szybko. Wydawałoby się, że ta przygoda będzie nudna - brak akcji, dialogi beznadziejne, a bohaterzy przewidywalni. Aaaa co to, to nie! I tym razem się nie zawiodłam. No, bo jakże? Hihi





Tytuł oryginału: Rangers Apprentice. The Icebound Land
Tłumaczenie: Stanisław Kroszczyński
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2009

Ilość stron: 331




Niedługo nastanie zima. Całe królestwo postawione jest na baczność z powodu Foldara grasującego swawolnie po ziemiach Araulen. Król Duncan mobilizuje wszystkie siły, aby tylko go złapać i ukarać za dokonane przez niego zło. Jedną z jego najpotężniejszych broni jest niejaki Halt – zwiadowca oraz wierny przyjaciel. Niestety do pewnego czasu, gdy to upija się w gospodzie i zaczyna wygadywać bzdury na temat władcy. Zostaje oskarżony o zdradę stanu – na rok musi opuścić Araulen. Ponadto jest zobowiązany oddać liść dębu będący znakiem rozpoznawalnym członków Korpusu Zwiadowców. I tak rozpoczyna się banicja (byłego) najlepszego zwiadowcy, który postanawia spędzić ten czas w niebezpiecznej Galli.

I tym razem nie zabrakło naszych bohaterów: pomysłowego Halta, bystrego Willa, uczciwego Horace oraz odważnej Evanlyn. Trzeci tom obfituje w jeszcze większe zmiany osobowościowe niż poprzednie. Otóż jak mogliście przeczytać nawet Halt stał się zwykłym pijaczyną, a Horace łamie zasady, które przestrzega każdy odpowiedzialny rycerz. Natomiast Will nie jest takim, jakiego poznaliśmy w poprzednich częściach, a Evanlyn staje się kimś kompletnie innym. Ona jest największa zagadką!

Fabuła mknie naprawdę szybko. Pomimo rozwidleń na dwie narracje, pozostajemy dalej w zaciekawieniu co się stanie. Taki podział podsyca naszą ciekawość, co sprawia, ze powieść nam się nie dłuży, tylko wręcz przeciwnie, mknie jak z bicza strzelił! Myślę, iż to rozwiązanie jest bardzo dobrym pomysłem, jeśli chcemy przedstawiać kilka wątków na raz. Nie gubimy się, bo przerwy są podobne. Dwoma słowami: dobrze wymyślone!

Język jakim jest napisana powieść należy do prostych, gdzie nie trzeba się wielce skupiać, aby cokolwiek zrozumieć. Opisy nie są przydługawe, więc nie nudzą. Walki za to są bardzo szczegółowe, jednakże na tyle dynamiczne, że nie wiadomo kiedy przeczytaliśmy dwie strony. Nie zrażajcie się grubością książki. Może to ponad 300 stron, ale za to wartych każdej cennej minuty Waszego życia. Wspaniałe tłumaczenie, doskonale napisana przygoda czwórki Aralueńczyków.

Jak się czytało? Naprawdę dobrze. I tym razem nie zostałam pozbawiona złudzeń, że autor dał z siebie wszystko. Chłonęłam powieść wielkimi haustami. Byłam zahipnotyzowana tak bardzo, że nie wiedziałam kiedy a już byłam w połowie. Ta seria jest zadziwiająco tak dobra, iż wiem jak długo przy niej zostanę. Do końca!




Tradycyjnie kilka cytatów:

Niebezpiecznie:
„ A potem słońce znikło i rozpętał się sztorm. (…) Była to dzika, nieokiełznana potęga żywiołu, szalejąca wokół niego, ogłuszająca, oślepiająca i wyduszająca powietrze z płuc, nie pozwalając przy tym zaczerpnąć tchu; wicher smagał go i usiłował zmusić do rozluźnienia uchwytu. Zacisnął oczy, starając się odetchnąć choć trochę głębiej i desperacko trzymając się masztu.”

Niedokładnie:
„ Rzekomy Foldar zatrzymał już karocę. Czarny płaszcz z wysokim kołnierzem przypominał nawet ulubiony strój Foldara. Tyle, że prawdziwy Foldar zaliczał się do wyjątkowych elegantów, toteż nosił płaszcz z nieskazitelnie czarnego aksamitu i jedwabiu, tymczasem ten tutaj miał na sobie pokryte łatami w wielu miejscach. Kołnierz wykonany był z nieudolnie ubarwionej skóry.”

Zaskakująco:
„ - Król cię nie przyjmie – powiedział bezbarwnym głosem. Spojrzał na Halta i ujrzał w jego oczach bolesne zdumienie.
- Król odmówi? Po tym wszystkim?
Od ponad dwudziestu lat Halt był jednym z najbliższych doradców władcy i miał do niego dostęp o każdej porze dnia i nocy.
- Tak, bo przecież nie gorzej ode mnie zdaje sobie sprawę, czego będziesz od niego żądał. Odmówi audiencji, bo będzie chciał oszczędzić sobie bezpośredniej odmowy twoim prośbom.
W spojrzeniu Halta nie było już urazy, tylko zimna determinacja.”

Kłopotliwie:
„ Znalazł się jednak pewien potężnej budowy tragarz, który uznał, że poradzi sobie bez trudu z tak drobnym przeciwnikiem. Tragarz o swej pomyłce przekonał się boleśnie na własnej skórze. Walka trwała kilka sekund i osiłek wylądował nieprzytomny na podłodze. Jego towarzysze czym prędzej sobie poszli, by poszukać bezpieczniejszego miejsca, w którym będzie przyjaźniejsza atmosfera.”

Informacyjnie:
„ Chyba zauważyłeś, żę poziom wody w zatoce podnosi się, a potem opada? - spytał. Gdy Will kiwnął głową, mówił dalej: - To jest właśnie przypływ, a gdy woda opada, mamy odpływ. Tylko, że każdego dnia nieco później.
- No dobrze, ale dokąd odpływa ta woda? - zdziwił się Will. - No i przede wszystkim skąd przypływa?
Svengal w zamyśleniu szarpał brodę. Było to zagadnienie, nad którym nie próbował się zastanawiać. Przypływy i odpływy stanowiły po prostu część jego żeglarskiego życia. Rozmyślania o przyczynach takich zjawisk pozostawiał innym.”

Cytaty pochodzą z: J.Flanagan, Ziemia skuta lodem, Wydawnictwo Jaguar, 2009 r.


Podsumowując: Ziemia skuta lodem to powieść pełna emocji, które ogarną Was od pierwszych stron. Przemyślana akcja sprawia, że wszystko dzieje się w takim tempie, iż niespodziewanie zakończycie przygodę z naszymi bohaterami. Bohaterami, na których dalsze historię będę czyhać do ostatniego tomu!

czwartek, 14 maja 2015

" Uwaga! Czarny parasol" - Adam Bahdaj

Wyobraźcie sobie, że pewnego, całkiem słonecznego dnia znajdujecie stary, rozszarpany, dziurawy, wygryziony przez myszy parasol. Ale, to nie jest zwyczajny przedmiot. Jest tajemniczy i pełen zagadek. Co byście z nim poczynili? Nie wiecie? No cóż bohaterzy tej powieści też nie!






Wydawnictwo: Nasza księgarnia
Rok wydania: 1970
Ilość stron: 314















Kuba – uczeń piątej klasy, bystry, dostrzegający, to czego inni nie potrafią. Potrafi wcisnąć swój nos tam, gdzie nie powinien i wyniuchać spisek na kilometr. Dlatego też zwą go Kubą Detektywem. Wszystko co uzna za ważne zapisuje w swoim czerwonym notesie pełnym wskazówek oraz zapisków dotyczących zamkniętych już spraw. Hipicia za to jest pełną energii dziewczynką, która jak cień podąża za podejrzanymi typkami. Razem stanowią idealną parę podwórkowych detektywów z Warszawy.



Hipcia to dobra dziewczynka ucząca się języka angielskiego u pani Baumanowej. Miłej starszej pani, która za każdym razem częstuje dzieciarnie herbatnikami. A kiedy jest potrzeba otwiera i zamyka lufcik w oknie za pomocą starego czarnego parasola. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby pół dzielnicy go nie szukało. Zwłaszcza typki spod ciemnej gwiazdy! I nie wiadomo kiedy przedmiot znika, a każdy zainteresowany nie ma pojęcia gdzie on jest!



Nie wiem, co się ze mną dzieje, ani jak ja to zrobiłam, że w wyzwaniu mam sporo detektywistycznych książek i to młodzieżowych. Wiedziałam, iż są to raczej powieści dla o wiele młodszych ode mnie, no ale żeby tak wszystkie o tym samym? Ja to mam....no właśnie, co? Szczęście! Wierzcie mi, po tylu pozycjach, ta podobała mi się najbardziej. Język prosty, przejrzysty, zrozumiały. Najlepsze słowo? KAPOWAĆ. Ja kapuję, ty kapujesz, oni kapują! Tak, bo musicie wiedzieć, że detektywi kapują, czyli: obczajają. Drugoplanowi bohaterzy też są niczego sobie – różniący się od siebie, nie zlepiający w jedno, nudne coś. Dodajmy do tego kilka obrazków, czcionkę, która aby przeczytać nie musimy mrużyć oczu, bo nie widzimy i spokojnie można obdarować powieścią drugą osobę.



Kilka cytatów:

Samodzielnie:
- To wcale nie zabawa – zaprotestował żywo.
- Jesteś na to za młody i możesz narazić się na nieprzyjemności. Podobno pani Kasprusiowa nakryła cię u siebie w mieszkaniu w szafie.
- To bujda! -krzyknął niemal Kubuś. - To nie była szafa, tylko skrzynia w sieni.
- A coś tam robił?
- Śledziłem starego Macieja, tego, co naprawia garnki.
Matka załamała ręce.”

Kapująco:
- To dlaczego o tym myślisz?
- Bo tak przyjemnie świeci słońce i miło jest pomarzyć o Wiśle.
Wariat – pomyślał Kubuś, ale lubił Janka Leniwca, więc nie powiedział tego głośno. Po chwili jednak zapytał:
- Jak długo będziesz tu siedział?
- A czy ja wiem.
- W takim razie kapuj dobrze, czy nie będzie tu jakiegoś podejrzanego faceta.
Leniwiec szerzej otworzył oczy.
- A co to jest podejrzany facet?
- Taki, co to niby chodzi jakby nigdy nic, a tymczasem coś kombinuje. Rozumiesz?
- Nie bardzo, ale dla ciebie będę kapował.”

Skrupulatnie:
„ - Najpierw muszę mieć dokładne dane. - Wprawnym ruchem wyciągnął z kieszeni notes, otworzył go na nowej stronie i zapisał: Sprawa Kreci. Potem spytał urzędowym tonem:
- O której to było godzinie?
- Właśnie teraz, może przed pięcioma minutami.
Kubuś zerknął na zegarek.
-To znaczy o dziesiątej czterdzieści – zapisał i zapytał uprzejmie: - Jak długo była pani w spółdzielni?
- Żebym to ja wiedziała.”

Intrygująco:
- Chodzi o dłobiazg i mam nadzieję, że nie będziesz żałować...
- Jeżeli o drobiazg – powiedziała rezolutnie Hipicia – to niech pan mówi od razu.
- Nie lubię załatwiać swoich spław na ulicy. Ale, jeżeli panienka pozwoli, to ją odpłowadzę do łogu.
Hipcia wzruszyła ramionami.
- Proszę bardzo, nic mi to nie przeszkadza. - I pomyślała jednocześnie: Czego ten śmieszny dziwak chce ode mnie?
- Przepłaszam, moja dłoga – rzekł nieznajomy, gdy ruszyli w stronę Okrężnej – ile pani Baumanowa zajmuje pokoi
Hipcia, w której na to pytanie zrodziło się nagle podejrzenie i obudził się instynkt detektywa, z niepokojem spojrzała na jegomościa.”

Zdjęcia i cytaty pochodzą z: A.Bahdaj, Uwaga! Czarny parasol, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 1970 r.



Podsumowując: Takie książki to można czytać nawet w wieku, dla którego raczej nie jest kierowana. No, bo kto nam zabroni? Ale najważniejsze, że dobrze się bawiłam i czułam powiew małoletnich przygód. Jeśli macie gdzieś obok siebie osobę uważającego się za nastolatka to dobrze gdyby zapoznał się z tą powieścią detektywistyczną!

„Podróż za jeden uśmiech” - Adam Bahdaj

Kiedy byłam jeszcze dzieciakiem uwielbiałam oglądać ekranizacje tej powieści. Potrafiłam co najmniej raz w tygodniu siąść z tyłkiem na kanapie i na kilkadziesiąt minut zniknąć z życia rodziców. Książkę czytałam w busie i muszę przyznać, że tak samo w nim znikałam jak za dziecięcych lat. Można boki zrywać ze śmiechu!





Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 1988
Ilość stron: 223
















Pewnego dnia dwoje czternastoletnich warszawskich chłopaków wyrusza na dworzec PKP, by wsiąść do pociągu i odjechać, daleko hen do Międzywodzia nad naszym pięknym, polskim morzem. Tylko jest jeden problem. Przy kasie dowiadują się, że ani jeden, ani drugi nie ma pieniędzy, które zostawiła im ciocia. Zgubili! Tylko jak do tego doszło? Otóż ciotka Anka zakochana w swoim piłkarzu uznaje, że Duduś oraz Poldek to już dorosłe chłopaki i dadzą sobie radę bez niej. Trach pach macie pieniążki i radźcie sobie sami. I skończyło się na decyzji: jedziemy autostopem!

Duduś Faferskich, tak z tych Fąferskich! To uczeń piątkowy, który nie może zrozumieć braków w nauce swojego kuzyna. Zawsze schludnie ubrany, ze spodniami na kant, z lakierowanymi bucikami i pstrokatą muszką pod szyją. Na wycieczkę do Międzywodzia zabiera starą, wysłużoną walizkę Fąferskich – bagatela, bardzo, bardzo niewygodną w noszeniu. Toć to kat na bąble u rąk. Jednakże chłopak głowę ma nie od parady. Jest doskonały w historii oraz geografii, co na pewno przydaje się w ich autostopowiczowych przygodach.

Poldek Wanatowicz to chłopiec z głową w chmurach. Kiepski z niego uczeń, woli biegać niż siedzieć nad książka, to i nie rozumie zachowania swojego ciotecznego brata. Nie nauka najważniejsza, lecz przygoda! Bycie autostopowiczem to dla niego wyzwanie, a zarazem sama przyjemność. Cóż to dla niego iść prosto przez szosę w poszukiwaniu kierowcy-przyjaciela na parę kilometrów? Wystarczy dobrze obmyślić to i owo, a nie wiadomo kiedy dotrą do Międzywodzia. Szaleństwo czas zacząć!

Przygody tych dwóch są naprawdę zaskakujące. W kółko dzieje się coś interesującego. Akcja szybka, a dialogi pełne humoru. Bohaterzy drugoplanowi odpowiednio wypracowani. Zwłaszcza ciocia Kabała – kobieta uznawana za guru....czego? A tego nie zdradzę! Ale morowa z niej kobieta. Ot co! Wraz z Poldkiem i Dudusiem zwiedzicie krętymi szlakami miejsca, o których mogliście tylko przeczytać w książkach. Odkrywają przed nami piękno polskiej wsi oraz bogactwo kaszubskich lasów. Od koloru do wyboru!



Kilka cytatów:

Wakacyjnie:
„Do tej pory nie zastanawiałem się nigdy, co ze mnie wyrośnie, bo gdybym się zastanawiał, to nic by ze mnie nie wyrosło. Ale to nieważne. Najważniejsze, że mój tata zaraz [p zakończeniu roku szkolnego powinien nas zawieźć do Międzywodzia, gdzie mieliśmy wdychać świeże powietrze, nabierać sił na rok następny, hartować ciało w lodowatej wodzie i uodpornić organizm na rozmaite choroby bakteryjne.”

Wystarczająco:
„Mama zostawiła mi na kartce spis rzeczy, które mam ze sobą zabrać. Gdybym jednak chciał to wszystko zabrać, musiałbym załadować pół wagonu towarowego. Postanowiłem więc zapakować się systemem harcerskim. Położyłem na podłodze plecak, otworzyłem szafę i zacząłem wrzucać rzeczy, które uważałem za niezbędne. Okazało się jednak, że i tych niezbędnych rzeczy jest za dużo.”

Nieznośnie:
„- A jak nie dostaniemy biletów? - wtrącił Duduś.
Chciałem go kopnąć w kostkę. (…) Ale go nie kopnąłem, gdyż ciocia nagle przypomniała sobie, że skoro jedziemy pociagiem do Szczecina, potrzbne nam są na podróż pieniądze. Pobiegła czym prędzej do swego pokoju, a gdy wróciła, położyła na stole banknot pięćsetzłotowy.
- Mam nadzieję, że to wam wystarczy. Tylko błagam, uważajcie, żebyście nie zgubili.
W Dudusia wstąpił duch przekory.
- Ja sam nie jadę – powiedział przez nos, tak jak to zwykli mówić wszyscy Fąferscy.
- Dlaczego, Dudusiu? -zapytała ciocia Anka
- Bo jak zgubimy pieniądze, to zaraz będzie na mnie.
- Masz babo placek -westchnął zniecierpliwiony Szajba. - Dają im pieniądze, a oni jeszcze grymaszą.”

Przekonywująco:
„- Czy to nam wystarczy? Zapytał zawsze przezorny Duduś.
- Człowieku, możemy walić na koniec świata.
- Tak, ale te pieniądze przeznacyzłem na wielki atlas historyczny.
- Nie martw się. Zwrócę ci moją część. A jak wuj Waldek dostanie premie za wybudowanie kombinatu petrochemicznego, to ci jeszcze dosoli ze dwa patyki.”

Wymijająco:
„ -Dokąd to, kolego? -zawołał.
- Do Gdańska.
- Do Gdańska to nie dojedziemy. Mogę podrzucić do Grudziądza.
- Dobre i to! (…)
- A ten co, na występy?
- Nie -odparłem ze wstydem. Nic mi innego nie przyszło do głowy, więc palnąłem: - On do cioci na imieniny.
- Kolega?
- Nie...Ot, przypętał się po drodze.
Kierowca ze zdumieniem kręcił głową.
- Ho, ho, z taką walizką do cioci na imieniny.
Myślałem, że przez tę piekielną walizkę zostaniemy znowu na lodzie, a raczej na szosie, ale kierowca skinął na mnie.
- Masz taki miły uśmiech, że trudno ci odmówić. Pakujcie się, niech stracę.”

Cytaty pochodzą z: A.Bahdaj, Podróż za jeden uśmiech, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 1988 r.



Podsumowując: Kto nie czytał niech żałuje. Kto nie oglądał – żałuje podwójnie. Film to istna komedia przygodowa dla całej rodziny. Książka – idealny sposób na kilka wspólnych godzin z naszą pociechą lub, jak wolicie, samotne chichranie się po kątach z przygód warszawskich autostopowiczów.  

poniedziałek, 11 maja 2015

„ Opowieści rodu Otori - Księga II – Na posłaniu trawy” - Lian Hearn

Po zakończeniu pierwszego tomu z zapartym tchem czekałam, aż dorwę się do kolejnej części. A gdy tylko to zrobiłam, gdy złapałam do ręki książkę, otworzyłam ją i rozpoczęłam czytać pierwszy akapit...rozpłynęłam się. Zniknęłam. Przepadłam w świecie Takeo i Kaede.




Tytuł oryginału: Grass for his Pillow
Tłumaczenie: Barbara Kopeć - Umiastowska
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2004


Ilość stron: 368












Minął rok od momentu gdy poznajemy Takeo Otori. W powietrzu czuć zapachy jesieni. Zimno przenika przez skąpe odzienie. Chłopak staje przed kolejnymi trudnym decyzjami do podjęcia. Jako, że z natury nie lubi być trzymany na uwięzi ciężko jest mu wybrać właściwą drogę. Właściwą dla niego oraz jego prawdziwych i wiernych przyjaciół. Natomiast Kaede Shirakawa nie jest wcale w lepszym położeniu. Jej władza jest minimalna, a wiedza znikoma. Rodzinne okolice zniszczone, a jej dziedzictwo wisi na włosku. Jednakże pomimo braków w nauce zamierza odzyskać ziemie, które się jej należą. Ciężko pracuje, aby uzyskać szacunek podwładnych oraz zrozumieć brutalny świat mężczyzn oparty na władzy i pożądaniu.

czwartek, 7 maja 2015

„Tomek w krainie kangurów” - Alfred Szklarski

Australio – przybywam!!! No to nieźle żem wpadła. Mało, że książka stara i dziwnie pachnie, to trzyma się tak, aż środka nie widać. Ale, ale to nie najważniejsze kiedy kraj pełen dzikiej przyrody woła do Ciebie z oddali! Czas zakasać rękawy i migiem ruszyć w nieznane!









Wydawnictwo: Śląsk
Rok wydania: 1976
Ilość stron: 221












Czternastoletni Tomek Wilmowski to całkiem dobry uczeń czwartej klasy podstawowej. Nie byłoby to dziwne gdyby nie fakt, że mamy 1902 rok pod okupacją rosyjską. Czasy niespokojne, a codzienne chodzenie do szkoły (nawet w soboty!) to katorga dla każdego Polaka. Nie wolno mówić w języku ojczystym, ani na lekcjach, ani na przerwach, ani nawet na ulicach, czy w domu – bo to takie rebelianckie. Straszne to czasy. Oj straszne. Jednakże tytułowy Tomek wcale, a wcale się nie poddaje. Idzie za kolegę do odpowiedzi (w pełni szczerej intencji), sprowadza sprawiedliwość na klasowego lizusa i uwielbia, kocha, ubóstwia geografię! Tak, tak, tak! Otóż nasz młodzieniec jest zapaleńcem, który zna każdy szczegół na mapie. Coś niesamowitego zwłaszcza, że wszyściutko potrafi wyśpiewać w języku rosyjskim!

Jak już mogliście zauważyć nasz bohater to całkiem niezły gagatek, który jeszcze nie jedno pokaże. Akurat przytrafia się okazja – wyjazd do Australii. Cudownie brzmi, prawda? Początek XX wieku, a tu taki rejs statkiem z Europy przez czarny ląd, aż do upragnionego piątego (tak, tak nie przewidzieliście się!) kontynentu. Co by tu dużo mówić: dzieje się naprawdę wiele. Głównie polowanie na kangury, ale i na inne mniejsze zwierzaki. Poza przygodami na ziemi, mamy też na morzu – i to całkiem niebezpieczne. Dodajmy do tego broń i dziwnych ludzi wróżących nie wiadomo skąd i mamy całkiem przyjemny opis książki.

Tylko, że tutaj jest coś więcej niż zwykła podróż. Poznajemy zwyczaje rdzennych mieszkańców, sposoby chwytania dzikich zwierząt, czy trudne, lecz barwne życie kolonistów, a to wszystko (stety lub nie) w długich opisach pełnych bardzo naukowej, ale barwnej historii australijskiej flory i fauny.
Jeśli chodzi o język to jest on trochę zbyt złożony jak dla młodzieży. Nie każde dziecko z podstawówki zapewne będzie w stanie wszystko zrozumieć, a te zawiłości centymetrowe, kilogramowe i upierzenia od wyboru do koloru, tego nie ułatwiają. Jednakże nie oznacza to, iż jest to powieść nie do przebrnięcia. Wystarczy, że taki młodzieniec uwielbia przyrodę, chce poznać życie na innych kontynentach i ubóstwia gdy opis poprzedzony jest rysunkiem, a wszyściutkie przeciw znikają. Przeplatanie się powieści z informacjami o dzikiej naturze są bardzo dobrym sposobem na przekazanie wiedzy do wsiąkającego jak gąbka umysłu.


Cytaty:

Ekscytująco:
„ Przyrzekł ojcu, że postara się zasnąć natychmiast, ale mimo najszczerszych chęci wcale nie był senny. Jakże tu można zasnąć, gdy w ciągu niedługich kilku godzin przeżyło się tyle emocjonujących wrażań! Przymknął wprawdzie powieki, lecz natychmiast przypomniał sobie półnagich palaczy, którzy wielkimi łopatami wrzucali węgiel do potężnych pieców buchających żarem. Potem przeniósł się myślami do budki sternika, widział czuwających oficerów i marynarzy.”

Informacyjnie:
„ Wszystkie torbacze należą do zwierząt żyworodnych i małe swe karmią mlekiem, wydzielanym przez otwory sutek. Są więc ssakami w ścisłym tego słowa znaczeniu. Torbacze wyginęły już dawno niemal na wszystkich kontynentach, lecz w Australii znajdujemy je jeszcze w około stu sześćdziesięciu gatunkach.”

Zachęcająco:
„- Umiesz strzelać?
Tomek poczerwieniał z zadowolenia. Pochlebiało mu, że ojciec ma dla niego funkcję związaną ze strzelaniem. Lecz jak tu się przyznać, iż prócz wiatrówki nigdy w życiu nie miał w ręku innej broni? Chrząknął więc kilka razy i mruknął:
- To zależy... z czego?
- A tak....ze sztucera?
- Oczywiście, że umiem – potwierdził Tomek na wszelki wypadek, nie chcąc pozbawiać się przyjemnej funkcji.
- To bardzo dobrze – powiedział Wilmowski, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie ze Smugą. - Chcemy powierzyć ci zaopatrywanie ekspedycji w świeżę mięso.
- To ja niby mam polować?
- Tak!”

Bezwzględnie:
„Australijczycy są na ogół łagodni i bardzo gościnni, chociaż mieliby dość powodów do znienawidzenia kolonizatorów.
- A to dlaczego? - zdziwił się Tomek.
- Należy pamiętać, że w pierwszych latach osadnictwa doznali wielu krzywd. Tępiono ich bezlitośnie przy każdej okazji, racząc nawet zatrutą żywnością i wódką. Szczególnie okrutny los spotkał nieszczęsnych Tasmańczyków, których mordowano tak barbarzyńsko, że ostatnia Tasmanka zmarła już w 1876 roku. (…) Europejczycy nigdy nie przebierali w środkach zagarniając nowe kontynenty. Ludność miejscowa w każdym przypadku musiała ustępować im najlepsze ziemie i podporządkować się całkowicie ich woli lub ginąć. Krajowców, którzy mieli odwagę upominać się o swe słuszne prawa, mordowano bez litości, oskarżając o dzikość, wrogość i brak kultury. Tak się działo w Afryce, Ameryce oraz Australii i Tasmanii.”

Przygodowo:
„- Co stało się dalej?
- Bandyci zabrali mu zegarek i kilka funtów, które miał przy sobie w kieszeni. Odnosili się nawet dość dobrze do swych brańców. Karmili ich, poili wódką, a niektórym to i rąk nie wiązali. W końcu doszło do napadu na dyliżans. Wtedy bandyci zabili konwojentów, a wóz razem z pasażerami przywiedli do swego obozu. Ponieważ w dyliżansie przywiedli do swego obozu. Ponieważ w dyliżansie nie znaleźli dużo złota, ze zmartwienia wypili więcej wódki i posnęli. Wtedy to właśnie Wiśniowski skorzystał z okazji. Przepalił więzy węgielkiem ognia, zabrał torbę, w której bandyci trzymali część łupu wraz z jego zegarkiem i pieniędzmi, po czym czmychnął z obozu.”

Cytaty i zdjęcia pochodzą z: A. Szklarski, Tomek w krainie kangurów, Wydawnictwo Śląsk, 1976 r.


Podsumowanie: Kolejna świetnie napisana powieść przygodowa dla młodzieży jak i dorosłych. Pełna zadziwiających oraz wstrzymujących oddech akcji, miejsc, które każdy z nas chciałby zobaczyć na własne oczy, postaci jakich nie zapomnimy. Brać, czytać i zanurzyć się w dzikiej Australii!!

poniedziałek, 4 maja 2015

„Zwiadowcy – Płonący most” - John Flanagan

Oto druga części przygód młodych bohaterów: Willa i Horace'go. I tym razem zjadałam książkę kawałek po kawałku. Nie było mowy by zaprzestać. Najzwyczajniej utonęłam w świecie wyobraźni Flanagana. Ale warto było, oj warto!






Tytuł oryginału: Rangers Apprentice. The Burning Bridge
Tłumaczenie: Stanisław Kroszczyński
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 302












Will i Horace są już rok czeladnikami swoich mistrzów. Młody zwiadowca ćwiczy całymi dniami strzelanie z łuku, rzucanie nożami oraz krycie w cieniu. Staje się ważnym członkiem Korpusu Zwiadowców. Pomimo, iż jest uczniem zrobił naprawdę wiele dla Araulen. Jednakże nie dokonał tego sam. Horace - wróg z dzieciństwa, a teraz przyjaciel dzielnie go wspierał. Ten również nie spoczywa na laurach. Co dzień wstaje o świcie i wraz z pozostałymi członkami Szkoły Rycerskiej szkoli się na rycerza królestwa.