Często mam wrażenie, że powieści polskich autorów należą do tych z marginesu. Wiele osób nie znając nawet fabuły książki, wyrzuca ją z listy do przeczytania. Inni stwierdzają, iż tylko te zachodnie* są warte ich cennego czasu. Mnie natomiast po lekturze dzisiejszej książki nachodzi jedno pytanie: dlaczego społeczeństwo nadal tak specyficznie podchodzi do rodzimej literatury? Nawet nie zdają sobie jak wiele tracą!
Tytuł: Pęknięta korona
Autor: Grzegorz Wielgus
Wydawnictwo: Initium
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 239
Niespodziewane zjawisko. Zmasakrowane ciało odnaleziono na brzegu Wisły. Trzej przyjaciele: dwóch rycerzy z Małopolski oraz brat Gotfryd angażują się w rozwiązanie zawiłej zagadki. Jak się później okazuje Jaksa oraz Lambert będą mieli okazję wykorzystać swoje umiejętności w niebezpiecznej i niekoniecznie uczciwej walce. Natomiast inkwizytor przyjmie pomoc z różnych źródeł, aby tylko odnaleźć mordercę. Wszystko się komplikuje, kiedy wychodzi na jaw pewna informacja: to nie tylko zwykłe przestępstwo, lecz zawiła konspiracja przeciw władcy Polski.
Już od pierwszej strony atakuje mnie modlitwa po łacinie oraz odprawiane religijne rytuały. Wprawdzie nie powinno mnie to odstraszyć, lecz pierwsza myśl była szybsza od przemyśleń. Poczułam się podobnie do tego, jak oglądałam niedawno wyemitowany serial o Kazimierzu Wielkim. Polska kojarzy się głównie z chrześcijaństwem, więc tylko westchnęłam i czytałam dalej. W końcu wszystko się zgadzało. Poznanie głównego bohatera w miejscu jego codziennego przebywania było całkiem trafnym wyborem. Zapewne zapytacie: jak to, skoro zaczęłam od wzdychania? Otóż utworzył mi się obraz typowego kaznodziei. Dużo się modli, mówi po łacinie, zna różnego rodzaju sentencje i jest jak Yoda**. Czyli mówi na okrętkę.
Później okazało się, że jest najzwyczajniej wypasioną wersją Yody.
Kreacja bohaterów jest jedną, lecz nie jedyną mocną stroną tej powieści. Wprowadzenie postaci, które pomimo różnic mają ze sobą wiele wspólnego, jest dość trudnym przedsięwzięciem. Im lepiej poznawałam Jaksę oraz Lamberta, tym większą sympatią ich obdarzałam. Ich historia, sposób myślenia oraz kręgosłup moralny stanowiło podstawę dla prawidłowego rycerza. Lecz największym atutem było braterstwo miecza oraz lojalność wobec korony. Chociaż zapewne znajdzie się niejeden czytelnik, który zawaha się w tym stwierdzeniu. Wynika to choćby w dialogach pomiędzy nimi. Dość często miałam wrażenie, że stoję obok nich. Słucham wymiany zdań pomiędzy nimi i czuję buzujące w nich emocje. Wydobywający się oddech trunków, pot spod zbroi, czy radość żołądka. Tak realistycznie przedstawione życie wojaków budziło we mnie jeszcze większe chęci do dalszego czytania.
Bo czymże byłaby powieść bez walk na miecze, złorzeczeń, spisków oraz braterstwa? Co powiecie na tajemniczą zagadkę, w której główne skrzypce odgrywała... strzyga! Skąd się wzięła? Dlaczego akurat teraz postanowiła atakować? Przecież nie przypominam sobie, abym czytała fantastykę... Więc, kto w rzeczywistości za tym stoi? Te pytania jednak musiały zostać zepchnięte na drugi plan, kiedy rozpoczynał się opis pojedynku dwóch rycerzy. Wydaje się to dość prostym zadaniem, ale czy do takich należy? Trzeba znać specjalistyczne pojęcia, umiejętnie wplątywać je w zdania, tworzyć zrozumiały dla czytelnika obraz ruchów. Ponadto akcja musi mknąć, aby czytelnik wyczuł siłę starcia. Czy autorowi udało się mnie zainteresować na tyle, abym przebrnęła przez dwie strony walki? Połączenie tego w całość jest zadaniem trudnym, jednakże w tym wykonaniu najzwyczajniej możliwym. Sama byłam zaskoczona swoją reakcją, ponieważ chłonęłam wszystkie akapity z prędkością o jaką siebie nie posądzałam. Zazwyczaj mijało nieco czasu, abym dostosowała wizję autora do swoich myśli. Tutaj tego nie potrzebowałam. Dlaczego?
Ponieważ od samego początku przedstawiony świat istniał w mojej głowie.
Nie wiem jak to się stało. Gdy siadałam do czytania byłam zła musząc przerwać. Rzadko kiedy wieczorami pozwalam sobie na jeszcze jeden rozdział. Tym razem przekonywałam siebie nawet kilka razy! Nie żałowałam o poranku, że pospałabym jeszcze z godzinkę. O nie! Szykowałam się do kolejnej pełnej emocji przygody przy świetle świec. W końcu w Średniowieczu nie było prądu!! Zapewne zapytacie również: taaa, ciekawe skąd taka reakcja, hę? Odpowiem najlepiej jak potrafię, bo te jedno krótkie zdanie kłębi się w mojej głowie od paru dni. Toć to krótsza wersja trylogii Sienkiewicza. Pomyślicie: przesadzasz! Oj może i Potop to moja ulubiona część książkowa, to nic nie zmienia mojego podejścia do Pękniętej Korony. Czułam się jakbym spotkała się ze starym przyjacielem. Jakbym poznała nowego o wspólnych zainteresowaniach. Jakby moje serce łomotało po latach rozłąki. Potwierdzeniem tego był błysk w oku osoby, która przyłapała mnie na wieczornym jeszcze jednym rozdziale pytając: kiedy kończysz?** *
Podsumowując: Obrazy w mojej wyobraźni pozwoliły na stworzenie ekranowej wersji Pękniętej Korony. Chciałabym aby ukazał się trzy odcinkowy serial, albo film, a najlepiej jeszcze soundtrack. Chciałabym aby ta przygoda potrwała dłużej. Aby Jaksa i Lambert zdradzili nieco więcej ze swojej przeszłości. Chciałabym móc poznać lepiej brata Gotfryda. Chciałabym jeszcze więcej poczytać o straszydłach i demonach, a także knowaniach kolejnych możnych. Chciałabym naprawdę wiele, ale takie zakończenie roku, to najlepszy prezent noworoczny jaki mogłam otrzymać!
Za możliwość przypomnienia sobie o jeszcze jednym rozdziale, dziękuję autorowi!
* Czytaj - amerykańskie
** Yoda – mistrz Jedi o ogromnej wiedzy mówiący odmienną gramatyką np.: Zaiste cudowny umysł dziecka jest.
*** To był znak, że książka nie zostanie odłożona na półkę na wieczny spoczynek!
Tym razem, to nie moja bajka. 😊
OdpowiedzUsuńChyba dlatego, że książki zagranicznych autorów są lepiej promowane i staranniej wydawane. Jakość nie ma tu nic do rzeczy, raczej rynek polskiej kultury.
OdpowiedzUsuńMyślę, że masz rację. Promowanie jest inne, a kultura zachodnia dość mocno trzyma się na naszym rynku jak i chińskie przedmioty ;) Dla mnie polska literatura jest bardzo dobra <3
UsuńO słodki Odynie jakież to ciekawe!!!! Musze kiedyś czas znaleźć ;-(
OdpowiedzUsuńDziękuję za recenzje!
Sienkiewicz nie byłby zachwycony tym, że ktoś skraca jego trylogię... ;) Hm, ale po chwili namysłu - jestem absolutnie za! :)
OdpowiedzUsuńChyba odrobinę za ciężka dla mnie ta książka, aczkolwiek mojemu mężowi mogłaby się spodobać ;)
OdpowiedzUsuńWidzę, że wciąż bardzo lubisz takie klimaty :)
OdpowiedzUsuńMasz rację co do odbioru polskiej literatury. Na szczęście widzę że trochę się to zmienia - jeszcze 8 lat temu w blogosferze i w witrynach księgarni było jej niewiele, teraz jest inaczej, mamy nawet szał na niektórych rodzimych autorów.
Akurat zupełnie nie moje klimaty...
OdpowiedzUsuńNie kojarzę tego tytułu, jeszcze się zastanowię, czy dać mu szansę.
OdpowiedzUsuńooo ja z tym "kolejnym rozdziałem" mam często, więc bardzo dobrze rozumiem te pobudki rano...
OdpowiedzUsuń