Chciałabym
powiedzieć: cudowna, wspaniała, fantastyczna! Niestety ledwo
wykrztuszę: średnia. Ma jeden ogromny mankament, którego nie
mogłam przełknąć. Powieść straciła na tym diametralnie. Po
prostu pach! I odleciały wszelkie chęci czytania. Po książkę
oczywiście sięgnęłam z powodu tytułu jak i okładki, która na
pierwszy rzut oka mi się spodobała. Lubie japońskie klimaty więc
jacykolwiek mężczyźni z czerwonym błyskiem w oku, słomianym
kapeluszem na głowie i mieczem w ręku, powoduje że sięgam po
książkę chociażby przez okładkę.
Pewnego
razu do wioski Zimnej Wody zawitał wędrowiec z kijem. Wraz z
wózkiem przebywa kilometry, bo a nuż przytrafi się jakaś praca. W
końcu jest malarzem, a takich jak on każdy chce przyjąć:
biednych, głodnych, ale utalentowanych. Szczęście szybko uśmiecha
się do niego. Naczelnik wioski Pan Takasuke, po ogromnej namowie
córki Haru, przyjmuje Takashiego w swe progi. Ten jak przystoi na
swój fach od razu bierze się do roboty pokazując jakie przepiękne
dzieła wychodzą spod jego strudzonych rąk. Kim jest Takeshi? Jaki
los czeka go w tej wiosce? Przyznam, że i mnie od samego początku
zainteresowała owa fabuła. Na początku....
Otóż
postacie są dobrze wykreowane. Mamy przygłupich oprychów, cichych
służących, wystraszonych pomocników etc. Można wybierać.
Oczywiście bohaterowie pierwszoplanowi mają też swoje ukryte
tajemnice. Bardzo dobrym tworem są przeróżne klany specjalizujące
się w konkretnych zdolnościach. A jak to z nimi bywa, mieszają
się w kółko w nie swoje sprawy, ale jak płacą to robotę trzeba
wykonać. Tak więc bogaci i rządni krwi wynajmują człowieka z
konkretnego klanu, a następnie posyłają go na ubój. No może nie
zawsze, bo są i inne „specjalizacje”, ale wiadomo o co chodzi.
Tak więc do tego elementu – książka jest naprawdę dobra.
Nadszedł
czas, aby zdradzić Wam, co mnie w tej powieści nie urzekło, wręcz
obrzydziło. Język. Tak! Coś, co powinno tworzyć, wprawiać
wyobraźnie w ruch – zatrzymywało ją diametralnie! Nie lubię
przekleństw. Pomimo tego jestem w stanie zrozumieć, że czasem
wymknie się parę wulgaryzmów tu czy tam. Dla podkreślenie
sytuacji, emocji, wrażeń. To zrozumiałe. Ale w tej powieści tego
było za wiele. Strona za stroną. A kiedy już myślałam, że
wszystko minęło komuś znów wymknęło się to i owo. Koszmar.
Cytaty:
Informacyjnie:
„-
To wasz daimio? -spytał z udaną naiwnością.
Wieśniak
się roześmiał.
-
Nie. Naszym daimio jest pan Omura. Jego rezydencja leży daleko stąd,
na południe. Tym okręgiem rządzi pan Ashihei. Sam jest artysta,
więc nic mu po tobie. W dodatku ma porywczy charakter i nie lubi
obcych. Zwłaszcza włóczęgów. Mogą szpiegować albo przeszkadzać
w interesach. Lepiej mu nie wchodzić w drogę.”
Fragment ich wyzwisk zaledwie na pół strony, nie będę Was zamęczać
Obrażająco:
„-
Wypijmy za nędzny koniec tego śmiecia Ashihei! - krzyknął ktoś z
końca stołu.
-
Uuuu! Niech zdycha! - Amane, siostrzeniec Gyokudo, uderzył czarka w
blat.
Zaraz
odezwali się inni.
-
Gównojad!
-
Skurwiel!
-
Zadławi się swoja władzą, bękart demonicznej dziwki!”
Niedowierzająco:
„Nie
potrafił uwierzyć w to, co właśnie oglądał. Takie rzeczy
zdarzały się w bajkach. Gadkach zabobonnych durniów. Miecz, który
zamieszkuje kami (to duch, które są częścią natury, zwierząt,
niewyjaśnionych zjawisk) tak potężne, że zdolne jest odbijać
ostrzał maszynowy? To bzdura, nie? Stek bredni. To się nie może
dziać. Koleś powinien wyglądać jak zmielone mięso.”
Krwiożerczo:
„Zapach
krwi, plamy na ścianach jak czerwone kiście rozgniatanych owoców,
rozbite łby pijanych gości i drgające w konwulsjach nogi spasłego
niczym jenot kupca, któremu podciął gardło.”
Halucynacyjnie:
„Rozciął
powietrze, zbyt szybki, by dać się zauważyć. Błyskawiczny,
zabójczy, obojętny tak bardzo, jak tylko metal potrafi. Lecz
zamiast miażdżyć kość i tkanki, wyszarpać czerwoną i białawą
fontannę mózgu oraz krwi, trafił w pustkę. Rozbił się o skalną
ścianę po drugiej stronie ścieżki, wbijając w powietrze ostre,
lśniące od miki drobiny skruszonych odłamków skalnych.”
Cytaty pochodzą z: M.L.Kossakowska, Takeshi. Cień śmierci, Wydawnictwo Fabryka Słów, 2014 r.
Cytaty pochodzą z: M.L.Kossakowska, Takeshi. Cień śmierci, Wydawnictwo Fabryka Słów, 2014 r.
źródło |
Podsumowując:
Jeśli nie przeszkadzają Ci wulgaryzmy, a lubisz powieści rodem z
Japonii to sądzę, że dasz radę ją przeczytać. Jeśli nie
lubisz tak jak ja tego typu języka – odpuść sobie. Nie marnuj
swojego cennego czasu.
Zapewne miało być realistycznie, miało przekazywać "bez ściemy", prawdziwie, odsłonić karty. Zapewne zabieg z przekleństwami miał drażnić, wywoływać emocje, no bo lepiej żeby się mówiło źle aniżeli wcale. Jednak co za dużo to nie zdrowo, w codziennej mowie k***a zamiast przecinka boli i to już nie jest zabieg nadający charakter. Tak samo jest z książką. Przesadzone treści bolą. Szkoda, że straciłaś czas. Teraz musisz znaleźć coś co stłumi ból :D
OdpowiedzUsuńawwww pieknie to podsumowalas :3 naprawde mialam wrazenie, ze tylko trace czas na cos co nie jest warte juz czytania, bo od poczatku nie moglam przelknac sloweczek, ah jak ja sie ciesze ze mam w zanadrzu inne "japonskie" powiesci ktorymi raczej sie nie zawiode :3
UsuńOmo czasami język w książce może człowieka bardzooo zniechęcić!
OdpowiedzUsuńwlasnie ;(
UsuńCzasem się zdarza, że autor chciał dobrze ale chyba w tym przypadku przedobrzył, a szkoda. Widać, że historia zapowiadała się ciekawie.
OdpowiedzUsuńowszem, fabula dobra, ale jezyk popsul ochote na wszystko
UsuńHm, ja nie wiem, czy sięgnę... Lubię, jak pomysł współgra z językiem i nic się nie wybija. Chyba nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńNiestety jest male, ale ktore widocznie oboje nie mozemy przeskoczyc ;]
UsuńZdecydowanie nie przeczytam, nie cierpię takiego przesadyzmu.
OdpowiedzUsuńnie jestem sama :3
UsuńChętnie zaryzykuję i zapoznam się z autorką
OdpowiedzUsuńkto nie ryzykuje nic nie zyskuje :D
UsuńŁeee to nie chcę tej książki czytać :)
OdpowiedzUsuńhehehehe łeee mam podobne odczucia :3
UsuńSłyszałam o Kossakowskiej, miałam ochotę, zwłaszcza na tę książkę. Nie wiem... teraz waham się, czy marnować czas, ale może spróbuję mimo wszystko :) Być może mi styl się spodoba, zobaczymy
OdpowiedzUsuńOgólnie nie jest źle dopóki nie dojdziesz to notorycznych przekleństw zamieniających się na wulgaryzmy - dla mnie to bezczeszczenie własnego dzieła
UsuńMnie nie rażą tak bardzo przekleństwa, o ile są jakoś uzasadnione, ale skoro piszesz, że tutaj ta granica została przekroczona, to pewnie i mnie by drażniły. Czasami coś w azjatyckich klimatach czytam, ale tym razem nie czuje chęci do lektury. I to nie tylko przez język, ale ogólnie fabularnie nie jestem jakoś zaintrygowana.
OdpowiedzUsuńZależy chyba od tego, jaką granicę posiadasz ;) Znam osoby, które są w tej książce zakochane. No tak azjatyckie klimaty to azjatyckie i wszystko tam jest poprzeinaczane, chyba ze ktos sie na kulturze nie zna. Jak nie podoba fabula nie ma co czytac ;) Sa cieakwsze książki!
Usuń