Jedni
uważają, że nudna. Drudzy, że jakieś brednie o czarownicach.
Trzeci, że to tylko wyładowania elektryczne. Czwarci, że ten za
niski, ta za wysoka. A ja powiadam – mylili się.
Connie
Goodwin to przyszła doktor wydziału historii na Harvardzie w specjalizacji: okres kolonialny Ameryki. Przez rok
przygotowywała się do ostatecznego egzaminu, dzięki któremu
osiągnie początkowy cel – prace nad badaniami doktoranckimi. Jej
zadaniem jest odnalezienie źródła wtórnego, które po odkryciu
doprowadzi ją do obrony swojego dzieła. Mniej więcej tak wyglądają
studia – dla niewtajemniczonych. Powracając do powieści –
Connie to dość mądra młoda kobieta, ale natrafia na szereg
niezrozumiałych przez naukę zdarzeń, co powoduje, iż jej
poszukiwania trwają...szybciej. Ha! Otóż to, jej promotor to
człowiek bardzo szanowany w gronie uczonych.
Manning
Chliton, bo tak mu na
imię, ma za zadanie pomóc swojej podopiecznej. Robi to w dość
nietypowy – chociaż wątpię
by się różniło od realiów
akademickich – ale skuteczny sposób.
Akcja
rozgrywa się w Harvardzie oraz Marblehead.
Owa mała mieścina jest dość ważnym punktem dla Connie. Otóż
tam znajduje się stary, kolonialny dom, w którym żyła kiedyś jej
babcia Sophia oraz matka Grace. Tam też jest początek i koniec
całej historii. A toczy
się ona wokół jednej, starej księgi zwanej almanachem, rejestrem
przepisań, bądź księgą
zaklęć. Od wyboru do koloru. Gorzej tylko, że nigdzie jej nie ma.
A to wszystko zaczęło
się od zwykłej karteczki znalezionej w Biblii z napisem
„Deliverance Dane”.
Główną
bohaterkę można polubić od samego początku. Nie jest idealna –
to ciężką
pracą zdobywa cel. Ma
swoje słabości, ale i mocne strony. Najbardziej
interesujące w niej są dwa fakty: pierwszy – ma naprawdę dobrze
poukładaną „szufladkową” pamięć, drugi – tak bujnej
wyobraźni dawno nie widziałam. Jest w stanie wyobrazić sobie
kompletnie wszystko – ale pamiętajmy, że to też zasługa
posiadania ogromnej wiedzy.
Jej przyjaciele Liz i Sam również mają konkretne osobowości,
chociaż czasami Samuel wydaje się być zbyt doskonały (
według Connie ).
Styl
pisania nie należy do prostych. Zdaje sobie sprawę, że niektórych
by nużył doszczętnie, a innych zachwycał. Moim zdaniem był
bardziej poważniejszy niż te wszystkie lekkiego rodzaju powieści.
Trzeba dodać, iż mamy do czynienia z autorką, która ma doktorat,
więc i opowiadanie będzie zawierało inny język. Jedynym
rażącym błędem jest to, że chyba nie do końca korektor zauważył
słowa „musi”, które ni w ząb nie może wkomponować się w
zdanie. Jeśli nawet miał być to zabieg świadomy – powinien być
przypis tłumaczący, skąd się to wzięło.
W
powieści mamy do czynienia z rozdziałami zatytułowanymi
Interludium. To w nich znajdziemy przeszły bieg zdarzeń, gdzie
główną bohaterką jest właśnie Deliverance Dane. Wydarzenia mają
swoje miejsce w Salem od roku 1682. Te nieliczne rozdziały łączą
się z tym co dzieję się w teraźniejszości, przez co jesteśmy
wstanie poznać wydarzenia, o których nie ma pojęcia Connie.
Pozwalają zaspokoić naszą ciekawość i wcale nie potęgować
nudy.
Kilka
cytatów:
Staro:
„Delikatnie przesunęła palcem po spękanych grzbietach książek u na opuszkach palców został jej drobny brązowy proszek ze zniszczonych skórzanych opraw. (…) Wyciągnęła na chybił trafił cienki tomik i na podłogę posypały się kurz i kawałki oprawy. Zerknęła na stronę tytułową – Chata wuja Toma. Typowe. W każdym domu w nowej Anglii musiał znajdować się egzemplarz Chaty wuja Toma jako dowód, że rodzina była po właściwej stronie podczas wojny secesyjnej. Westchnęła i odstawiła książkę z powrotem na miejsce. Mieszkańcy Nowej Anglii bywali czasem mocno zadufani w sobie.”
„Delikatnie przesunęła palcem po spękanych grzbietach książek u na opuszkach palców został jej drobny brązowy proszek ze zniszczonych skórzanych opraw. (…) Wyciągnęła na chybił trafił cienki tomik i na podłogę posypały się kurz i kawałki oprawy. Zerknęła na stronę tytułową – Chata wuja Toma. Typowe. W każdym domu w nowej Anglii musiał znajdować się egzemplarz Chaty wuja Toma jako dowód, że rodzina była po właściwej stronie podczas wojny secesyjnej. Westchnęła i odstawiła książkę z powrotem na miejsce. Mieszkańcy Nowej Anglii bywali czasem mocno zadufani w sobie.”
Wspierająco:
-
Och, Nathanielu. - Głos jej się załamał ,stłumiła szloch,
przytykając do twarzy rąbek fartucha. Mąż objął ją, a ona
drżąc, wtuliła twarz w jego szyję. Nathaniel głaskał ją brudną
ręką po okrytej czepkiem głowie.
-Ciiicho,
ciicho – szeptał.
Mercy
popatrzyła na rodziców i uświadomiła sobie, że jeszcze nigdy nie
widziała matki płaczącej.”
Niebezpiecznie:
„Wskazała
na przypominające nogi rozwidlenie idwa duże guzy w miejscach,
gdzie mogłyby wyrastać ramiona.
- I
co z tego? - zapytała Liz.
-
To, że mandragora należy do najbardziej trujących roślin znanych
ludzkości – wyjaśniła Connie. - Właściwie jest tak
niebezpieczna, że podobno każdy, kto próbował ją wyciągnąć z
ziemi, umierał na miejscu. Dlatego ludzie chcący zdobyć mandragorę
potrzebowali psa, żeby ją dla nich wykopał.”
Żartobliwie:
„-
Nawet jeśli ten napis odnosi się do osoby, czego przecież na pewno
nie wiemy, to nie urodziła się tutaj, nie wzięła ślubu i nie
umarła. Co miałaby robić w „Rocznikach członkowskich”?
Uciszył
ją lekceważącym psyknięciem.
-
No, no. A już myślałem, że Harvard to porządna szkoła. - Wstał,
wyciągnął trzy tomiska z dolnej półki przy drzwiach i rzucił je
na stolik. - Nie uczono cię na tym ekskluzywnym uniwersytecie, jak
prowadzić dogłębne badania? Wyczuwam w tym postawę typową dla
studiów licencjackich. Dalej, Connie. Jeszcze godzina i skończymy.”
Niesprawiedliwie:
„Niepewnym
ruchem wyciągnęła rękę i położyła ją na ramieniu
Deliverance.
-
Bacz no, Livvy, nie frasuj się tyle. Nikt nie wierzy, że mogłabyś
skrzywdzić dziecko. To tylko złośliwe gadanie. Wnet musi się
skończyć. -Sarah dla pokrzepienia uścisnęła ramię Deliverance
wielkimi paluchami, skinęła głową Mercy i wyszła na dwór.”
Szokująco:
„
Connie zatoczyła się do tyłu i odruchowo przytrzymała krawędzi
stołu; jej oddech stał się płytki, urwany. Do oczu napłynęły
jej gorące łzy i zorientowała się, że przy każdym wdechu wydaje
z siebie jęk przerażenia. Namacawszy oparcie jednego z krzeseł,
odciągnęła je od stołu w samą porę, by na nie opaść, gdy nogi
odmówiły jej posłuszeństwa. Przerażona splotła przed sobą ręce
i pochyliwszy się, oparła czoło na kolanach, strząsana szlochem.”
Cytaty pochodzą z: K. Howe, Zaginiona księga z Salem, Wydawnictwo Niebieska Studnia, 2011 r.
Cytaty pochodzą z: K. Howe, Zaginiona księga z Salem, Wydawnictwo Niebieska Studnia, 2011 r.
Podsumowując:
Po co się czepiać szczegółów? Debiut to debiut – dajcie
spokój. Ja tam się całkiem nieźle bawiłam, ba nawet paru słów
douczyłam. Do tego troszkę historii – jak dla mnie, idealna
pożywka dla szarych komórek.
Mmmm, nieźle się zapowiada :) Jak już Ci pisałem, nie słyszałem o tej książce, no ale po takiej recenzji grzechem byłoby jej nie spróbować :>
OdpowiedzUsuńprobuj a potem powiedz jak smakowala ;)
UsuńNie jestem pewna, ale istnieje duża możliwość, że siedzi u moich rodziców na półce :D A ja nie umiem sobie przypomniec, czy to właśnie ten tytuł czytałam kilka lat temu, czy inny o podobnej fabule :D Jak by nie było - muszę obczaić koniecznie :D
OdpowiedzUsuńrok wydania to 2010 wiec możliwe ze od 5 lat tam sterczy i czeka na Ciebie ;)
UsuńOstatnio w jakiejś taniej księgarni miałam tę książkę w ręku, ale się powstrzymałam. Trochę szkoda, bo po twojej recenzji nabrałam ochoty na nią:)
OdpowiedzUsuńooo a jak chcialam ja kupic to nigdzie nie bylo, ostatnia sztuka w empiku! i to jeszcze 40 km ode mnie :D Mnie skusila, zawsze jest biblioteka a potem ksiegarnia :D
UsuńZaintrygowała mnie książka;)
OdpowiedzUsuńi o to chodzilo :3
Usuń