Cały czas jestem zainteresowana literaturą dla dzieci, tych młodszych jak i nieco starszych. Dlatego lubię wiedzieć, co się dzieje w tej sprawie na polskim rynku. Do rąk dostałam piekielnie różową i piekielnie pastelową książeczkę. I chociaż za różem nie przepadam, a pastelowy wyblakły kolor nie kojarzy mi się z lodami miętowymi to JESTEM ZASKOCZONA. Tak, bo czegoś takiego nie widziałam!
Tytuł oryginału: Mein Lotta-Leben und täglich grüßt der Camembär
Autor: Alice Pantermuller
Ilustrator: Daniela Kohl
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2017
Dla kogo: Od 8 roku życia (osobiście nie mam nic przeciwko 6-7 r.ż. jeśli dziecko potrafi czytać już nieco lepiej)
Zuza właśnie skończyła kolejne wakacje. Na szczęście nadal może korzystać południami z basenu. Wybiera się tam codziennie z przyjaciółmi. Na dodatek w szkole przez pierwszy tydzień będzie trwał wielki projekt: Co kraj to obyczaj. Jak się okazuje dla Zuzy to nie będzie zwykły tydzień. Remi nowy kolega z Francji będzie siedzieć obok niej na lekcjach. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, że: nie zna ojczystego języka Zuzy, a jego kanapki śmierdzą serem! Jeszcze by to wytrzymała, gdyby nie ciągłe prezenty od niego. Zdecydowanie go nie lubi. Bo tak!
Główna bohaterka to osoba, którą można polubić. Nie zawsze zachowuje się odpowiednio. Tylko, że tak naprawdę to tylko my dorośli tak to odczujemy. W końcu oddawanie czegoś, co się nam nie podoba innym jest rzeczą normalną dla dziecka. Wściekanie na przyjaciół również. Nie lubienie śmierdzącego kolegi... a nie! To akurat może dotyczyć każdego z nas. Owszem zachowania Zuzy nie są perfekcyjne, ale tak już nastolatki mają. Jednakże nie mogę zaprzeczyć, że Zuza stara się jak może wybrnąć z sytuacji tak by nie obrazić Remi’ego. Kiedy i to zawodzi wkracza jej łobuzerska wersja.
Pozostałe postacie występujące w książce są dość szablonowe: dziewczyny, których nikt nie lubi, a jednak każdy chciałby być nimi, chłopak szwendający się z dwiema przyjaciółkami, domek na drzewie, klub „Wściekłe Króliki” (nadal jestem ciekawa skąd ta nazwa), czy dziwne umiejętności Zuzy.
Dobrą stroną książki (która mi się najbardziej podobała) było to, że Zuza starała się zachowywać dobrze. Po otrzymaniu prezentu potrafiła za niego podziękować po francusku i uśmiechnąć się. Nie miała problemu by podzielić się przedmiotem z przyjaciółką, bo ona o takim pragnęła. Nawet będąc w tarapatach po uratowaniu zachowała się przyzwoicie. Pomimo krzyków, wrzasków, kombinowania nie zapomniała o manierach. Chodzi mi tu raczej o podstawowe magiczne słowa: dziękuję, przepraszam i proszę. Nie jest ideałem! Ma swoje wady, a wszystkie są ukazane na tych paru stronach. Tylko gdyby ich nie miała czytelnik nie mógłby nauczyć się jednej prostej rzeczy: tolerancji. Dokładnie: tylko Zuzie przeszkadzał Remi.
Walorem tej krótkiej książeczki jest to, że wraz z Zuzą czytelnik może odkryć jak bardzo kilka prostych gestów doprowadza do mylnej opinii na temat drugiej osoby. Wydaje mi się, iż bohaterka za bardzo nie jest świadoma tego jak zachowywać się wobec osób obcych, zwłaszcza z innego kraju. Wszystkie zachowania wypełniają jej głowę przez cały czas. Koniec końców, coś do niej dociera. Na szczęście czas niechęci do chłopca nie trwa zbyt długo.
Ilustratorka zrobiła kawał dobrej roboty. Rysunki są czarno-białe ale nadają klimat. Ponadto czasami miałam wrażenie, że czytam tekst z Internetu, a innym razem mangę dla dzieci. Chyba jest to świadomy trik, który ma przypaść do gustu czytelnikowi.
Jedyna wadą są dwa słówka jakie wypowiedziała Zuza. Może dla jedno rodzica to będzie mało ważne, ale dla mnie jest. Stąd apeluje: czytajcie to, co czytają Wasze pociechy, a następnie dyskutujcie i wyjaśniajcie to, czego nie akceptujecie! Nikt nie chce sytuacji prosto z podwórka, gdy słyszę słownictwo mnie przerażające. Potem dowiaduje się, że dziecko zna je z jednej ze stacji telewizyjnej dla dzieci. Używa, bo nie rozumie znaczenia.
Podsumowując: Jest to powiastka jaką mogę śmiało zaproponować nie tylko dzieciom od ósmego roku życia, ale nawet młodszym. Rysunki powodują, że dziecko mające problemy z czytaniem, czy dopiero uczące się płynnie czytać, czuje się zachęcone do dalszego działania. To również idealna okazja by porozmawiać z dzieckiem o tolerancji i dobrym zachowaniu. To niewymagająca lektura, mogąca dać wiele radości. Pozytywny odbiór może zostać wzmocniony jeśli dorosły również przeczyta historię Zuzy. Upieczenie dwóch pieczeni na jednym ruszcie jest możliwe. Bo wspólne czytanie uczy.
Za francuską przygodę dziękuję:
Oooo jak nic wiem co chrześniakowi kupię. Dziękuję za recenzję :)
OdpowiedzUsuńsuper wiadomosc!
UsuńJuż sam tytuł mnie odstrasza :P
OdpowiedzUsuńChodzi o Zuze-łobuze?
Usuńha ha już widze tytuł Magda łobuzica ;D
OdpowiedzUsuńpasuje do Ciebie D:
UsuńO.Świetnie, że do Ciebie trafiłam :)
OdpowiedzUsuńbardzo sie ciesze :)
UsuńChociaż nie jestem dzieckiem, to bardzo lubię przeglądać ilustracje w takich książkach :)
OdpowiedzUsuńMam podobnie :D
UsuńTakie dziecięce książeczki jeszcze przede mną :)
OdpowiedzUsuńOj zycze oby tak sie stalo :)
UsuńPolecę bratu. ;)
OdpowiedzUsuńdzieki :)
UsuńChociaż narazie to ja jestem domowym lektorem, chętnie dopiszę do listy rodzinnych lektur:)
OdpowiedzUsuńCzytanie innym tez jest dobre :D
UsuńNasza kolekcja książeczek dla dzieci jest już naprawdę bogata, ale chętnie poszerzymy ją również o ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńTe slowa sa dla mnie jak miod!
UsuńPozycję znam i polecam dzieciom! Fajnie, że trafiłam na recenzję, gdzie są fani Zuzy :-)
OdpowiedzUsuńAno zostalam fanka taka na calego :D
Usuń