poniedziałek, 6 stycznia 2020

Diabeł w maszynie – Anna Kańtoch


Ostatnie dni roku postanowiłam zakończyć z nowościami. Anna Kańtoch jest mi całkowicie nieznaną autorką, stąd z wielkim zainteresowaniem zasiadłam do lektury Diabła w maszynie. Choć tytuł mówił mi tyle co nic, uznałam rozpocząć nową przygodę ze stoickim spokojem. Czy długo trwała ta podróż? Może była zaledwie zwykłym wydarzeniem, nie wartym zbytniego opowiadania? Zapraszam na więcej! 




Tytuł: Diabeł w maszynie
Autor: Anna Kańtoch
Wydawnictwo: Powergraph 
Rok wydania: 2019r. 
Liczba stron: 406 




Mężczyzna tajemniczy, nieco butny z charakterem lenia o facjacie miłej dla kobiet. Taki jest Domenic Jordan. Nie tylko medyk i detektyw ale również socjopata. Pewnie stąd ten jego urok osobisty, dzięki któremu przytrafiają mu się liczne zbiegi okoliczności. Poznajemy go nieprzytomnego, ledwo potrafiącego odpowiedzieć z sensem na pytania. Ponieważ jakakolwiek jego odpowiedź byłaby zła. Dlaczego? Gdyż dosłownie parę drzwi obok znajduje się inny mężczyzna. Wygląda jak on. Mówi jak on. Myśli jak on. Domenic Jordan dopuścił się bożego grzechu. Ma bliźniaka, o którym istnieniu nie miał pojęcia. Skąd się tam wziął? Jak trafił na dwór? I dlaczego magia (a może coś innego?) postanowiła z niego zakpić? Trudno stwierdzić, lecz teraz Jordan musi sobie poradzić sam z tajemniczym sobowtórem. Czyż to nie uroczy zbieg okoliczności? 

Początki, jak to początki bywają, nie należał do najlepszych. Zaintrygowana brnęłam strona po stronie zastanawiając się kim do diaska jest ten Domenic? Miejsce akcji mnie nie przekonywało, bohaterowie wydawali się jacyś mierżący. Z fabuły zdradzono praktycznie nic, a za chwilę zakończy się opowiadanie. W kolejnym znów pojawia się ten facet, a ja nadal nic nie rozumiem! Co ja mam z tym zrobić? Pozostało mi jedynie starać się cieszyć akcją i lepiej poznać Jordana. Choć trudne to zadanie, skoro praktycznie nic nie robi tylko gada i… gada. Czytam po parę stron i odkładam książkę na bok. Próbuję poukładać sobie wszystko w głowie. Mija dzień, drugi, trzeci, aż nagle patrzę i… jestem w połowie?! Zaczynam rozmyślać nad całą książką, aż w głowie tworzą mi się dwa stwierdzenia. 

  • Jakbym czytała zagraniczną powieść przetłumaczoną na polski. 
  • Wchłania mnie jak Zafon, więc muszę go dawkować. 

Większego komplementu nie mogła otrzymać ta książka. 

Rozpocząć historię jest dość trudno, gdy czyta się sporo lub ma się na koncie dużą liczbę przeczytanych powieści. Świat wokół sugeruje nam ile mamy jeszcze do zrobienia, zobaczenia i przeżycia! Jednakże codziennie potrafiłam znaleźć chwilkę dla tej książki. Rozdzielenie jej na pięć rozdziałów będących różnymi przygodami Jordana, było posunięciem genialnym. Nie męczyłam się, nie odczuwałam znużenia. Gdy tylko zegar wskazywał konkretną godzinę, mogłam zamknąć książkę i lecieć w świat. Rozwiązanie idealne! 

Właśnie tak zaczyna się miłość do powieści! 

Mogłabym dodać tutaj jakiś cytat, ale było mi żal niszczyć kartek. Oprawa gruba, dobrze sklejona jest zbyt solidnie wykonana, aby tak zbezcześcić to cudo. Powergraph wykonało kawał solidnej roboty za co muszę bezceremonialnie pogratulować. Autorka natomiast podzieliła się z historią bohatera nietuzinkowego. To nie jest typowy lowelas, gryzipiórek, czy szczęśliwy lub zagniewany idiota. Domenic jest kreacją dojrzałą, przemyślaną i istotnie ważną dla funkcjonowania powieści jako całości. Jest ogniwem łączącym wydarzenia. Bez niego opowiedziane historie nadal byłyby ciekawe, lecz brakowałoby im tego jednego pierwiastka. Bohater tworzy nastrój, o który trudno w dzisiejszej literaturze. Każde kolejne opowiadanie łączyła ze sobą poprzednie. Tworzyło labirynt powiązań, na które Czytelnik (jeśli) zwróci uwagę, odkryje masę ciekawych rozwiązań. Właśnie takie myśli kiełkowały mi w głowie. Choć przeczytałam raz, wiem że znów powrócę. Chcę lepiej poznać bohaterów i zrozumieć świat przedstawiony. Lepiej połączyć wszystkie małe elementy i sprawdzić, czy znów stworzę ten sam efekt końcowy. Podoba mi się takie rozwiązanie!

Podsumowując: Jedyne co czuję po przeczytaniu to żal. Żal braku znajomości poprzednich dwóch powieści autorki. Po Diable w maszynie wiem, że muszę je przeczytać. Choćby nie wiem co! Znów chcę poczuć rzucony na mnie urok. Zrozumieć więcej. Poznać nowe nadzwyczajne historie. Choć zwyczajne to tworzone przez nietuzinkowych bohaterów. Stworzyć w wyobraźni świat pełen magii, zaskakującej religii, codziennych zdarzeń i kryminalnych zagadek. Chcę więcej diabłów Anny Kańtoch! Wierzcie lub nie, ale Wy też będziecie chcieli!



Za możliwość przeczytania książki, dziękuję Wydawnictwu Powergraph!

12 komentarzy:

  1. Anna Kańtoch jest świetną pisarką, a jej cykl o Domenicu Jordanie jest bardzo udany. Przedksiężycowi podobali mi się trochę bardziej (oczywiście polecam), a kryminały z akcją osadzoną w PRL-u też są ponoć godne polecenia - nie czytałam jeszcze, ale mam zamiar.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przedksiężycowych nie znam, lecz z chęcią się zapoznam - biorę wszystko tej autorki :D

      Usuń
  2. Przypomniałaś mi o Zafonie - musiałabym sobie odświeżyć jego książki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie słyszałem o tej autorce,ale twoja recenzja bardzo mnie zachęciła do poznania jej dokonań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam, bardzo dobra książka! Wszystkie o Jordanie są zacne!

      Usuń
  4. Nie słyszałam o tej książce jak i całej serii, ale myślę, że w swoim czasie się na nią skuszę.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znam twórczości tej autorki, ale bardzo zakręciłaś mnie by to zmienić. 😊

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta autorka pisze po prostu genialnie, jest mistrzynią słowa. Jedna z moich ulubionych, polecam wszystko, co napisała!

    OdpowiedzUsuń

Witaj przybyszu! Skoro już tutaj dotarłeś będę rada, jeśli pozostawisz po sobie ślad. Dziękuję za przeczytanie kawałka mej książkowej rzeczywistości. Mam nadzieję, że los ponownie kiedyś Cię tu przyśle. Za każdy komentarz serdecznie dziękuję. Na pewno się odwdzięczę!