Literatura grozy rządzi się własnymi prawami. Dopóki wywołuje u Czytelnika pożądane reakcje, jest akceptowana przez społeczeństwo. Jednak nawet w trudnych chwilach dla całego społeczeństwa horror może odnaleźć swoją niszę. Wydawałoby się, że tragiczne sytuacje nie powinny być tym bardziej podkopywane. Jednak Marasco postanowił rzucić się na głęboką wodę tworząc Całopalenie. Nawiedzony dom z poszukiwaniem siły budzącej lęk? Uciekanie z budynku przez stworzeniem powodującym gęsią skórkę? A może by tak… coś zdecydowanie różniącego się od klasycznego podejścia? Zapraszam do rezydencji rodzeństwa Allardyce.
Tytuł oryginału: Burnt offerings
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Ilustracje: Maciej Kamuda
Wydawnictwo: Vesper
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 313
Codzienność potrafi nużyć oraz przygaszać doprowadzając do życiowego wypalenia. Ben i Mirian Rolfe mają dość swojego mieszkania na Brooklynie. Ciasnota oraz duchota jest nie do wytrzymania podczas upalnego lata. Mirian wyłapuje okazję – dom do wynajęcia za przystępna cenę. Piękny budynek, z wieloma drogocennymi przedmiotami, nieco zaniedbany i potrzebujący letniej opieki. Jest jednak mały haczyk. Muszą zaopiekować się starszą panią zamieszkałą w odległym skrzydle. Rodzeństwo Allardyce bardzo szybko przekazuje rodzinie Rolfe klucze do nowego lokum. Wtedy jeszcze nie wiedzą, jak bardzo będą żałować podjętej decyzji.
Nieśmiało podeszłam do historii zaprezentowanej przez Marasco. Moje skojarzenia z nawiedzonym domem raczej nie należały do zbyt przyjemnych. Wizja rozpoczęcia frapującej powieści o kolejnym, również powodowała we mnie nietypowe napięcie. Dość szybko zareagowałam na kotłujące się we mnie uczucia, aby lepiej skupić się na treści. Wtem moje zafrasowanie zamieniło się w zmieszanie.
Ben oraz Mirian to byty, które zdecydowanie nie powinny nigdy być razem. Gdzie jeszcze Bena potrafiłam po części zrozumieć i wybaczyć mu niektóre postępki, to tak Mirian zrażała mnie do siebie w kolejnych rozdziałach. Postacie zostały stworzone wielowymiarowo. Każde przechodziło w swoim życiu problemy osobiste, których druga połówka nie potrafiła zrozumieć. Załamanie tych dwojga wisiało na włosku. Lecz to dopiero zobojętnienie Mirian wzbudziło większe zaniepokojenie niż zachowanie Bena. Skoro te małżeństwo jest na załamaniu, to jaką odgrywa rolę dom?
Nawiedzenie może kojarzyć się z czymś złym, niedobrym, powodującym ból oraz cierpienie. Również pierwsze, co przychodzi do głowy to dziwna, mistyczna siła, energia lub Coś powodującego nietypowe zbiegi okoliczności. Sytuacje mogące wydarzyć się wyłącznie w koszmarach. Całopalenie to całkowicie inne podejście do tematu nawiedzonego domu. Budynek jest elegancki. Idealnie wpasowuje się w klimat wiejskiego życia. A jednak żywopłot oddziela dźwięki z zewnątrz, drzewa wyciszają okolicę, a zaschnięta krew… to wyłącznie historia. Pomimo tych aluzyjnych wskazówek małżeństwo Rolfe wraz z synem wynajmują dom na lato.
Przewartościowanie, a może ukryte skłonności? Zastanawiałam się kimże jest Mirian? Ta kobieta miała fioła na punkcie drogocennych mebli oraz dekoracji. Wszystko możliwego do zakwalifikowania jako antyk, doprowadzało ją do ogromnej ekscytacji. Materializm aż kipiał z niej litrami. Dom oraz jego wyposażenie są najważniejsze! Nie bez przyczyny opisy pokoi stanowiły ważny punkt odniesienia. Wyłącznie tak mogliśmy zrozumieć, co dzieje się w jej głowie. Istotnie była to niezła mieszanka kłamstw podsycana imaginacją umysłu. Czy Mirian miała w ogóle władze nad samą sobą? Zachowanie Bena również nie zasługuje na pochwałę, jednak jakby to wyglądało, gdyby tylko jedna strona medalu była zardzewiała? Natomiast nie można mu odebrać przebłysków zdrowego rozsądku oraz natychmiastowego działania. Czasami zastanawiałam się kto jest odpowiedzialny za jego czyny: on sam czy Coś wpływającego na niego z domu?
Nurtowało mnie zaślepienie Mirian oraz uległość Bena. Wyraźne znaki budzące zaniepokojenie były niewidoczne dla niektórych oczu. Choć dzwony biły na alarm, to brnięto dalej w ten absurdalny tok działania. Zbyt duża ufność, zmęczenie, przepracowanie? Gdy dołączę do tego nietypowe, wręcz opryskliwe zachowanie stróża/woźnego domu oraz wychodzące poza kanon rodzeństwa Allardyce… zastanawiam się czy prawidłowo zrozumiałam przekaz treści? Może to racjonalność podpowiada mi te myśli, albo nieufność do tak ekscentrycznych osób, lecz nadal szukam odpowiedzi: dlaczego?
Całopalenie zostało wydane w 1973, w czasach rozkwitu powieści grozy. Dumnie stało na półkach obok takich dzieł jak Dziecko Rosemary lub Egzorcysta. Marasco był prekursorem nowego spojrzenia na Nawiedzone domy. Dla niego liczyli się wyłącznie ludzie przebywający w specyficznym budynku. Świeżością przyciągnął czytelników dając im niespotykany dotąd dreszczyk emocji. Choć minęło tyle lat, to książka nadal budzi zainteresowanie. W Polsce została wydana wraz z ilustracjami Macieja Kamudy. Klimatycznie przedstawieni bohaterowie, upiorny dom oraz pobudzające wyobraźnie drzwi. Zdecydowanie otrzymujemy porządną dawkę grozy w najlepszym wydaniu!
Podsumowując: Marasco podjął próbę wprowadzenia mroku, a zarazem zrozumienia do trudnych pod względem ekonomicznym dla Amerykanów czasu. Nawiedzony dom przedstawiony w Całopaleniu potrafił przygnieść w fotel i wzbudzić niepokój w przyszłych właścicielach podobnych nieruchomości. Tajemnicze drzwi nestorki, klimatyczne ilustracje oraz logiczne, wyłącznie po pierwszym wrażeniu, działania stworzyły sieć lęku wywołanego u Czytelnika. Napięcie rośnie wraz z przeczytanymi rozdziałami, pytania rodzą się wywołane skrępowanymi zachowaniami. Nienasycenie pożera od środa, pali głód posiadania wiedzy: Co jest za tymi drzwiami?
Ale jakimi drzwiami?
Za możliwość przeczytania książki, dziękuję Wydawnictwu Vesper.
Mam ją już w swoich czytelniczych planach. Po prostu muszę ją przeczytać. To jest kolejna zachęcają recenzja tej książki.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Skoro jest w planach to już dobrze, oby się spodobała!
UsuńPoluję na ten tytuł. Strasznie mnie on ciekawi i myślę, że to coś dla mnie.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie poluj dalej. Udanych igrzysk! ;)
UsuńUpiorny dom to klasyk, a ja lubię ten motyw. Zapisuję sobie tytuł tej książki.
OdpowiedzUsuńKlasyk i to innowacyjny ;)
UsuńNie znam tej pozycji, ale powieści grozy generalnie to nie moja bajka, chętnie czytałem je 30 lat temu, choćby Mastertona. Dzis wyjątek robie tylko dla Kinga
OdpowiedzUsuńAch znawcy gatunku mogą sobie nieco powybrzydzać i wybierać najlepsze kąski :)
UsuńPrzykład horroru frapująco odwołującego się do sfery psychicznej, nie proponuje krwawych, brutalnych i okrutnych ataków, ale wydobywa zło z ułomności i wad człowieka, pozwala na jego metamorfozę i eskalację. :)
OdpowiedzUsuńIdealne podsumowanie! :)
UsuńPrzyjemnie spędziłam czas z książką, z czystym sumieniem mogę polecać ją innym. :)
UsuńO nie, świetnie napisana recenzja, ale takie książki to wolę zimową porą...:-)
OdpowiedzUsuńU mnie nie ma znaczenia pora roku jeśli tylko mroczna opowieść na mnie czeka. ;)
UsuńDzięki ;) Zimowa pora jest mroczniejsza, choć każda pora roku jest dobra na nieco gęsiej skórki!
UsuńRaczej nie odnalazła bym się w tej książce. 😊
OdpowiedzUsuńOj to może kolejna pozycja się spodoba :)
UsuńNie czytuję raczej literatury grozy, ale do tej książki zachęciło mnie już kilka recenzji. A ponieważ motyw nawiedzonego domu, choć może wyświechtany, jest dla mnie bardzo kuszący, zapisałam sobie tytuł. :)
OdpowiedzUsuńTen jest całkiem w porządku, bo był innowacyjny w swoich czasach!
UsuńCóż... Intrygująca jest ta książka. O wiele bardziej lubię horrory w wersji pisanej niż ekranizację, więc możliwe, że kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńHA ekranizacje mnie śmieszą :D Więc również jestem za książkami!
UsuńCóż, inaczej się patrzy na książkę, kiedy wiemy, że została wydana kilkadziesiąt lat temu, gdzie wtedy faktycznie była czymś nowym, świeżym i zachwycającym. Obecnie motyw nawiedzonego domu jest często wykorzystywany i czasami autorom już zaczyna brakować pomysłów, aby to ciekawie i oryginalnie poprawić.
OdpowiedzUsuńCóż, niespecjalnie jestem zainteresowana tą książką, dlatego podziękuję.
Ciekawe podejście. Racja że kiedyś było inaczej, wszystko co nowe wprawiało nas w ekscytację, a teraz jest już czymś normalnym.
UsuńKlasyczna literatura grozy, super, lubię takie rzeczy!
OdpowiedzUsuńKlasyka to jest to!
UsuńOstatnio nie mam ochoty na książki grozy, raczej sięgam po romanse i fantastykę. Jednak podsunę mojemu mężowi :)
OdpowiedzUsuńNiech mąż chwyta i czyta! ;)
UsuńBardzo, bardzo chcę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńBardzo bardzo zachęcam!
UsuńCałkowicie dałam się pochłonąć tej historii.
OdpowiedzUsuńMa w sobie pewną moc.
UsuńI to się nazywa wyczerpująca recenzja. Analizujesz tekst na wielu poziomach jednocześnie nie zdradzając zbyt wiele. Bardzo lubię literaturę grozy, więc być może sięgnę po tę pozycję.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i życzę udanej lektury!
UsuńNapisałaś o tej książce tak ciekawie, że się skuszę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!
UsuńŚwietna recenzja i przyznam, że bardzo zainetresowałaś mnie tą książką.
OdpowiedzUsuńSuper! Mega mnie to cieszy!
UsuńUwielbiam literaturą grozy, szczególnie gdy autor potrafi stworzyć nastrój bez rozlewu krwi czy potworów.
OdpowiedzUsuńJak widać można, gdy się postaramy :D
UsuńZaciekawiłaś mnie! Chyba sięgnę po tę książkę!
OdpowiedzUsuńMega super! :)
Usuń