wtorek, 3 lutego 2015

"Orle Pióra" - K. A. Szklarscy

Wahpekute nadchodzą!! Pierwszy tom trylogii Indiańskiej „Złoto Gór Czarnych” zapowiada się naprawdę zacnie! Trzy tomy o plemieniu Dakotów wcale nie są takie nudne i przerysowane jakby się wydawało. Jest akcja, jest śmierć, porządzenia, miłość, zazdrość, nienawiść ba! Czego tam nie ma?



Tehawanka – młodzieniec z plemienia Dakotów jako nieliczny zostaje w wiosce na czas wielkich łowów. Pora roku ciężka, więc większość wojowników, z wodzem Czerwonym Psem, wyruszyła czym prędzej na bizony. Młodzieniec miał pilnować aby starsi, wdowy i ich dzieci miały co jeść. Niestety zima surowa, więc i o pokarm ciężko. Tehawanka postanawia za wszelką cenę zdobyć choćby trochę mięsa dla plemienia. Kiedy traci już nadzieję spotyka niedźwiedzia, z którym walczy na śmierć i życie. Można by pomyśleć, że los uśmiechnął się do myśliwego – nic mylnego! Otóż kiedy to on walczy ze zwierzęciem, okrążają go Czipewej'owie – najwięksi wrogowie Dakotów. Młodzieniec wygrywa walkę, ale przegrywa życie. Staje się niewolnikiem Ah'mika. Jak potoczą się dalsze losy Tehawanka? Zostanie usynowiony, a może ucieknie z niewoli? Czy to w ogóle możliwe? Co stanie się z jego pobratymcami?

Po „Gwieździe Mohawka” byłam ciut zawiedziona pierwszym tomem, ale kiedy to przeszłam przez połowę wciągnęłam się na całego. Inni autorzy, inne podejście. Tutaj poza akcją mamy też do czynienia z rozległymi przypisami, które co jak co – ale więcej przeszkadzają niż pomagają. Jest ich tyle, że spokojnie mogliby stworzyć z tego dodatek do trylogii. Pomijając tą „przeszkodę” w czytaniu sama powieść jest dobra. Tu także mamy do czynienia z opisami przyrody, ale w życiu Indian to dość ważny aspekt ich życia, więc tu również nie można się do niczego przyczepić.

Kiedy posiada się wiedzę, że książkę napisało dwoje ludzi – można zauważyć pewnego rodzaju niuanse w powieści. Akcja piękna i wartka i nagle przechodzimy do miłosnych rozmów pomiędzy kochankami. Delikatne gesty, niezauważalne skinienie – to wszystko przechodzi w grę aktorską głównego bohatera. Na szczęście nie czuje się, iż jest to sztuczne. W pewnym sensie nadaje to urok całej powieści.

Oczywiście i tutaj nie zabrakło rysunków. Na pewno jest to bardzo duży plus dla książki.



  
Kilka cytatów:

Tradycyjnie:
„Na zakończenie ceremonii szaman wykonał taniec niedźwiedzia, po mistrzowsku naśladując jego chód i głos, po czym wrzucił do organistka garstkę tytoniu i ziarn kukurydzy na ofiarę. Z kolei wydobył kilka gałązek suchej, dzikiej szałwii, zapalił je i ich dymem okadził Tehawankę.”

Drastycznie:
„Tehwanka wiedział, że obecnie biali wiedli między sobą długotrwałą wojnę, w której różne plemiona Indian brały udział po jednej i drugiej stronie. W celu zachęcenia swych żołnierzy do bezwzględnego tępienia przeciwników, biali zaczęli wyznaczać nagrody za skalpy zdobyte na wrogach. W ten sposób, uświęcony u Indian rytuał przerodził się w zwykłe okrucieństwo.”

Tęsknie:
„Mem'en gwa zasmucona wciąż powracała myślami do swoich bliskich. Porwanie i ucieczka nastąpiły tak nieoczekiwanie. Co porabiała matka? Dlaczego Mish'wa samotnie wyruszył w pościg? Gubiła się w domysłach, co mogło zdarzyć się w obozie po jej porwaniu?”

Wytrwale:
„Tehawanka mężnie znosił swe cierpienie, nie skarżąc się ani jednym słowem. Tymczasem oczy jego łzawiły i piekły, przenikliwy ból zdawał rozsadzać głowę, ale patrząc na niego niczego nie można było odgadnąć.”

Niebezpiecznie:
„Bała się Dakotów. Tyle nasłuchała się o ich gwałtownym usposobieniu i okrucieństwie. W opowiadaniach tych musiało być wiele prawdy, skoro różne plemiona indiańskie nazywały ich podrzynaczami gardeł, ucinaczami rąk i przypiekaczami.”

Wszystkie cytaty pochodzą z: K.A.Szklarscy, Orle pióra, Wydawnictwo Śląsk, 1989 r.



Podsumowując: Ciesze się, że wpierw wzięłam się za pojedynczą historię, a dopiero później trylogię. Dzięki temu znam już podstawy życia Indian i nie muszę co chwilę zwracać uwagi na przypisy, które niestety wytrącają z akcji. Zdecydowanie warto przeczytać przygody Tehwanka i jego plemienia!

5 komentarzy:

  1. Chyba wpadłaś w ciąg z tymi Indianami :D No i w nałóg skanowania też :D Ale to dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie! Po trylogii nie mam już więcej Indian ;) Ale trzeba przyznac ze to naprawde dobre ksiazki! :) Skanowanie to chyba dobra zacheta i pelne przedstawienie ksiazki - a przynajmniej sie staram :3

      Usuń
  2. Podobaja mi sie te mapy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdy byłem w szkole średniej właśnie wyszły 3 tomy Złota gór czarnych (lata 1974 i nast.), ale ja wówczas zafascynowany Winnetou olałem je uważając za nudne. Dopiero teraz do nich wracam. Właśnie, za niewielkie pieniądze zakupiłem trylogię i zaczynam się nią rozkoszować. Przypominam sobie wszystkie historie indiańskie. Lata 70-e to była epoka indiańska w polskiej kulturze masowej, wszyscy oglądali indiańskie seriale produkowane przez reprodukcję jugosłowiańsko-enerdowską (któż z młodych pamięta, że w ogóle istniały takie państwa i kraje !). Ja najbardziej przeżywałem przygody Sokoła w Spur des Falken i Białych wilkach (grała tam także Barbara Brylska, a jakże..) To były piękne czasy i dziękuję, że mi je przypominasz :-)

    OdpowiedzUsuń

Witaj przybyszu! Skoro już tutaj dotarłeś będę rada, jeśli pozostawisz po sobie ślad. Dziękuję za przeczytanie kawałka mej książkowej rzeczywistości. Mam nadzieję, że los ponownie kiedyś Cię tu przyśle. Za każdy komentarz serdecznie dziękuję. Na pewno się odwdzięczę!