Oto
druga części przygód młodych bohaterów: Willa i Horace'go. I tym
razem zjadałam książkę kawałek po kawałku. Nie było mowy by
zaprzestać. Najzwyczajniej utonęłam w świecie wyobraźni
Flanagana. Ale warto było, oj warto!
Tytuł oryginału: Rangers Apprentice. The Burning Bridge
Tłumaczenie: Stanisław Kroszczyński
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 302
Will i Horace są już rok czeladnikami swoich mistrzów. Młody zwiadowca ćwiczy całymi dniami strzelanie z łuku, rzucanie nożami oraz krycie w cieniu. Staje się ważnym członkiem Korpusu Zwiadowców. Pomimo, iż jest uczniem zrobił naprawdę wiele dla Araulen. Jednakże nie dokonał tego sam. Horace - wróg z dzieciństwa, a teraz przyjaciel dzielnie go wspierał. Ten również nie spoczywa na laurach. Co dzień wstaje o świcie i wraz z pozostałymi członkami Szkoły Rycerskiej szkoli się na rycerza królestwa.
Przygoda rozpoczyna się gdy Halt wraz z Willem podążają śladami
wargalów – sługów Morgaratha.
Zdobywają tajne plany władcy Gór Deszczu i Nocy. Wkrótce zamierza
napaść na Araulen potężną armią, którą zebrał na
przestrzeni szesnastu lat wygnania. Król
postanawia wysłać posłańcu do Celti, aby przypomnieć o zawartym
trzydzieści lat temu traktacie o wzajemnej pomocy. Trzema
szczęśliwcami stają się: Will, Horace i były uczeń Halta –
Gilan. Kiedy to docierają na ziemie południowych sąsiadów nic nie
jest takie, jakie być powinno.
Drugi
tom serii Zwiadowców nie odbiega niczym od poprzedniego tomu.
Wspaniała przygoda, której akcja dzieje się w górzystej Celti.
Nowy kraj, nowe obyczaje i język. Autor postarał się, aby nuda nie
wkradła się pomiędzy stronicami. Horace
z bez mózgowego ciała mięśniowego staje
się całkiem inteligentnym młodzieńcem, dla którego jedynym
rozwiązaniem nie jest już tylko zbicie swojego przeciwnika na
kwaśne jabłko. Chociażby
taka minimalna zmiana daje nam wrażenie, że Flanagan
doskonale zdaje sobie sprawę, iż każdy się rozwija, a zwłaszcza
szesnastoletni umysł. Pokazuje, że nie boi się dokonywać zmian, a
jeśli już to robi to tylko w dobrym kierunku. Wykorzystuje znane
nam już postacie, by zapoznać się z nowymi: wygadaną
Evanlyn, czy rozsądnym Erakiem ze Skandii.
Rozpoczynając już od pierwszego rozdziału uciekałam wspomnieniami do poprzednich przygód. Wiedziałam, że się nie znudzę. Wręcz całą sobą walczyłam, by robić coś więcej niż siedzieć z książką na kolanach. Nie było opcji aby mnie odciągnąć. To powieść dla młodzieży? Nie tylko! Świat stworzony przez autora jest tak realistyczny, że w wyobraźni buzuje plątanina obrazów. Bohaterowie nie są statyczni, dynamiczność ich rozwoju aż bucha ze stronic. Dzięki temu wiemy, że ich plastyczność przyciągnie nas do siebie, a nie odtrąci, jak to czasami niestety bywa. Zachowania są odpowiednie do wieku, więc nie mamy wrażenia ogłupienia, bądź zbyt szybkiego dorosłego podejścia do rzeczywistości. Czy to dobra powieść? Oj tak! Zdecydowanie tak! Każdy miłośnik przygód, dobrego humoru, męskiej przyjaźni (a gdzie o takiej ostatnio można przeczytać?) powinien niezwłocznie sięgnąć po Zwiadowców!
Rozpoczynając już od pierwszego rozdziału uciekałam wspomnieniami do poprzednich przygód. Wiedziałam, że się nie znudzę. Wręcz całą sobą walczyłam, by robić coś więcej niż siedzieć z książką na kolanach. Nie było opcji aby mnie odciągnąć. To powieść dla młodzieży? Nie tylko! Świat stworzony przez autora jest tak realistyczny, że w wyobraźni buzuje plątanina obrazów. Bohaterowie nie są statyczni, dynamiczność ich rozwoju aż bucha ze stronic. Dzięki temu wiemy, że ich plastyczność przyciągnie nas do siebie, a nie odtrąci, jak to czasami niestety bywa. Zachowania są odpowiednie do wieku, więc nie mamy wrażenia ogłupienia, bądź zbyt szybkiego dorosłego podejścia do rzeczywistości. Czy to dobra powieść? Oj tak! Zdecydowanie tak! Każdy miłośnik przygód, dobrego humoru, męskiej przyjaźni (a gdzie o takiej ostatnio można przeczytać?) powinien niezwłocznie sięgnąć po Zwiadowców!
Kilka
cytatów na zachętę:
Niebezpiecznie:
„Czterech
wargalów, których śladami podążali, otoczyło samotnego
mężczyznę, opierającego się plecami o pień drzewa. Na razie
jego długi miecz trzymał napastników na dystans, lecz wargalowie
nie dawali za wygraną, czekając na najmniejszy błąd i wypatrując
luki w szermierczych zasłonach ofiary. Uzbrojeni byli w krótkie
miecze i topory, a jeden z nich miał ciężką żelazną włócznię.”
Złośliwie:
„
- Witaj, Gilanie – rzucił niedbale. - Co cię do nas sprowadza?
Gilan
załamał ręce w żartobliwym geście:
-
Doprawdy, czy moje niespodziewane pojawienie się w środku nocy nie
jest tu dla nikogo zaskoczeniem? - spytał.
(…)
Znając Willa, Halt był pewien, że chłopak wprost płonie z
ciekawości i dałby wszystko, żeby poznać przyczynę tej
niespodziewanej wizyty, toteż postanowił zabawić się nieco jego
kosztem.
-
Już późno, Willu – oznajmił. -Wracaj lepiej do łóżka. Jutro
czeka nas pracowity dzień.
Nonszalancja
Willa ulotniła się bez śladu, a na jego twarzy pojawił się wyraz
głębokiego rozczarowania. Ton w głosie mistrza oznaczał wyraźne
polecenie, a on przecież tak bardzo pragnął poznać przyczynę
odwiedzin Gilana o tak niezwykłej porze.
-
Halt, proszę! -zawołał chłopiec. - Chciałbym wiedzieć, o co
chodzi!
Halt
i Gilan wymienili rozbawione spojrzenia.”
Tradycyjnie:
„
Zgodnie z obyczajami Celtów oficjalne poselstwo winno składać się
z trzech osób i szczerze mówiąc, Halt ma rację. (…)
-
Ale po co aż trzy osoby? - spytał Will, zadowolony, że
przynajmniej Gilan skłonny jest odpowiadać na pytania. - Przecież
chodzi o to, żeby po prostu dostarczyć list. Wystarczyłby jeden
jeździec, prawda?
Gilan
westchnął.
- O
tym właśnie mówiliśmy. To taki przesąd, któremu Celtowie
zawzięcie hołdują. Pochodzi z dawnych czasów, kiedy Skottowie,
Hibernianie i Celtowie zjednoczeni byli unią pod rządami Rady
Celtyckiej. Składało się na nią trzech władców tych krain.”
Uprzejmie:
„
Horace jednak wciąż odnosił się z niejakim dystansem do
wysokiego, młodego zwiadowcy. Will po jakimś czasie zdał sobie
sprawę, że żartując sobie jego kosztem, Gilan starał się
sprawić, by Horace poczuł się swobodniej, żeby nie czuł się
wykluczony z ich towarzystwa. Na te myśl Will poczuł przypływ
jeszcze większej sympatii do Gilana niż przedtem. Zrozumiał też,
jak wiele jeszcze musi się nauczyć o postępowaniu z ludźmi.”
Treningowo:
„
- No, lepiej – pochwalił. - Spróbuj jeszcze raz.
Toteż
Horace spróbował. Cięć i pchnięć z boku, znad głowy, z lewej i
z prawej strony.
Za
każdym razem miecz Gilana blokował jego atak z głośnym brzdękiem.
Horace uderzał coraz silniej i szybciej. Jego czoło spłynęło
potem. Teraz nie myślał już o tym, żeby nie zranić Gilana. Ciął
i pchał jak oszalały, próbując przebić się przez mur zasłon,
które jednak zawsze i we właściwej chwili pojawiały się tam,
gdzie uderzał.”
Cytaty pochodzą z: J.Flanagan, Płonący most, Wydawnictwo Jaguar, 2013 r.
Podsumowując:
Czasami bywa tak, że im dalej tym gorzej. Akurat Płonący most jest
równie wciągający co Ruiny Gorlanu. Możecie być spokojni, że
drugi tom Was nie zawiedzie. Tak samo ekscytujący, pełen przygód i
dużą dawką zwiadowczego humoru.
Już mi się podoba ;D
OdpowiedzUsuńyay!! ciesze sie :3
UsuńPolecę mojemu kuzynowi. On lubi takie klimaty.
OdpowiedzUsuńi kuzyn będzie czytac - doskonale wyjscie :D
Usuń