Nim rozpoczęłam swoją przygodę z Inkubem, miałam przed oczami kilkadziesiąt wpisów podkreślających dwa wyrazy: mistrz grozy. Nieco zmieszana przypomniałam sobie, że sama niedawno uznałam taką opcję za możliwą. Jednakże trzeba mieć nieco powieści na koncie, aby móc tak kogoś nazwac. Dlatego robiłam to z przymrożeniem oka, lecz z bardzo czujnym wzrokiem. Natomiast czytając wypowiedzi autora zaczynałam mieć malutki mętlik w głowie. Dlaczego? Ponieważ on sam uważa Inkuba za najgrubszą, a zarazem swoją najlepszą powieść. Czy jestem skłonna zgodzić się z takim stwierdzeniem?
Tytuł: Inkub
Autor: Artur Urbanowicz
Wydawnictwo: Vesper
Liczba stron: 719
Rok wydania: 2019
Premiera: 3 kwietnia 2019r.
Suwalszczyzna. Miejsce piękne. Tajemnicze. Okryte złą sławą. Gdzie legendy stają się prawdą, a rzeczywistość jest niepewnym stanem umysłu. Właśnie tam, policjant z Suwałk, Vytautas Česnauskis bada sprawę samobójstwa. Zaledwie parę chwil wcześniej rozmawiał z kolegami o dziwnych zjawiskach w wiosce. W Jodoziorach panuje jakaś nieokreślona siła, która powoduje choroby, depresje, śmierć. Ludzie chodzą poddenerwowani, w nocy słyszą wystrzały z pistoletu oraz widzą zielone światło sączące się w wiosce. W latach siedemdziesiątych poprzedniego wieku miały miejsca podobne zdarzenia. Jednakże wtedy mieszkańcy Jodozior stanowczo znali sprawcę wszystkich nieszczęść. Czarownica! Czy Vytautas uwierzy dzielnicowemu i zainteresuje się niezrozumiałymi zjawiskami? W końcu tylko on uwierzył policjantowi. Policjantowi, który był młody, dzielny i… martwy.
Nagminnie zaskakuje mnie umiejętność autora do wprowadzania niesamowitego nastroju. Odczuwałam lekki niepokój, ogromne zainteresowanie, a wszystkie zmysły były napięte do granic. Strasznie chciałam zrozumieć każdą wskazówkę. Analizowałam niedopowiedzenia. Zatrzymywałam się przy zdaniach, w których coś mi nie pasowało! Wynikało to głównie z doświadczenia jakie zdobyłam w trakcie czytania poprzedniczek. Zawsze interesowała mnie kwestia tworzenia podstaw mających stać się moją eureką (pod koniec lektury). Ponadto cały proces psychologiczny prowadzony (z myślą lub bez) przez autora doprowadza mnie do Wielkiego Wybuchu mojej Inteligencji. Skojarzenia, niedomówienia, pojedyncze zdania, krótki opis… To wszystko pozwala mi na dokładne przeanalizowanie sytuacji, łączenie kropek w jedno i tworzenie mnóstwa teorii. Aż docieram do końca i myślę sobie: tak, to jest to! Wiem wszystko!
Chyba każdy czytelnik tak by chciał.
Pomyślcie sobie teraz o postaciach. Ich profile psychologiczne, jakie sami tworzymy oraz odkrywamy jednocześnie. Dla mnie jest to mój ulubiony smaczek. Chociaż Vytautas jest pól litewskiego pochodzenia, jego korzenie pozwalają na luźniejsze interpretowanie zastanej rzeczywistości. Poglądy, wierzenia i problemy osobiste skłaniają do przemyślenia nad jego czynami. To osoba posiadająca wady od pierwszego rozdziału! Tak dobrze skrojenie postaci od razu zaczyna się lubić. Tylko dlaczego wyłącznie pozytywni bohaterzy mają być ciekawie skonstruowani? Otóż Czarownica siejąca postrach w Jodoziorach również jest interesująca. Pomyślelibyście jak łatwo można czytelnika wprowadzić w błąd prezentując postać na zaledwie kilku stronach (na całą książkę)? I jeśli myślicie, że tylko tych dwoje ma coś do powiedzenia to się grubo mylicie. Mamy ogromną ilość osób, które są mniej czy bardziej ważne. Wynika to oczywiście z konstrukcji powieści! A co jest najlepsze w tym wszystkim? Szukanie odwiedzi na pytanie: kim lub czym jest inkub!?
Jestem osobą uwielbiającą prologi i epilogi. Posłowie natomiast jest ukrytą gwiazdką, którą obowiązkowo czytam. Jednakże to środek prezentuje nam więcej. Chodzi tu o przeplatanie się wydarzeń z lat siedemdziesiątych XX wieku i współczesnymi dziejami. Uwielbiam dostawać tak szeroką perspektywę. Na upartego, gdybyśmy podzielili lata na dwie osobne książki – nadal byśmy wiedzieli bardzo, bardzo wiele. Jednak jak odkryć prawdziwy sekret, bez znajomości wszystkich pojedynczych faktów? Pomagają w tym cytaty przed każdym rozdziałem. Myślicie, że zostały tam wstawione ot tak? Ha! Przyznam, że nauczyły mnie paru rzeczy! Dodam do tego obraz Suwalszczyzny. Piękno dnia połączone z gniewem nocy. Wiosenny wiatr, a także smród krwi. Śmiechy dzieci przemieszane z dźwiękami ulatniającego się eteru. Uczciwi ludzie i szemrani przemytnicy. To naprawdę potrafi zadziałać na nasze zmysły!
I tak na koniec wspomnę o jednej, lecz ważnej rzeczy. Na stronie autorskiej Facebooka możemy przeczytać dodatki do każdej z powieści. Skusiłam się na Inkuba dopiero po przeczytani i napisaniu większości powyższego tekstu. Każdy może skorzystać z takiego bonusika od autora. Przyznam, że pozwala to określić jak bardzo było się skupionym przy czytaniu. Zapewne jesteście ciekawi jak mi poszło? Otóż sama się zdziwiłam, ale połączyłam ze sobą praktycznie wszystkie wskazówki! Zwróciłam uwagę na elementy, które zostały wymienione i wiedziałam z czym je połączyć. Poczułam ogromną dumę oraz satysfakcję. Może przeczytanie książki trwało dłużej (niż trzy dni), ale zatrzymywałam się przy wielu fragmentach. Teraz wiem, że było warto!
Zapytacie: a wad to nie znalazłaś? Owszem, jest kilka. Chociażby jej grubość! Przy moim analizowaniu czytanie trwało wieczność. Ponadto jest to groza więc raczej omijałam książkę w późnych godzinach. Inną wadą jest zbyt silne oddziaływanie na wyobraźnie. Co z tego, że się pilnowałam jak po nocach śniły mi się czarownice!? Mało tego, nie widzieliście min osób, z którymi rozmawiałam o osobach zajmującymi się czarami. Jak zaczęłam wyjaśniać różnice między wiedźmą, czarownicą, a szeptuchą patrzyli się na mnie bardzo dziwnym wzrokiem. Widzicie, co ta książka robi z ludźmi?!
Podsumowując: Za każdym razem mam mały problem, gdy reasumuję powieść spod pióra Artura Urbanowicza. Wynika to z faktu, że dla mnie jest to kolejna książka będąca strzałem w dziesiątkę. Tylko, że lotka wbita jest w to samo miejsce, co dwie poprzednie. Dla mnie jest to pewien znak. Kiedyś napisałam, że autor może pretendować do tytułu Polskiego Mistrza Grozy. Teraz natomiast wiem, iż jest go bliżej niż dalej. Będę czekać na następne powieści, tylko po to aby móc kiedyś napisać: Polski Mistrz Grozy już się narodził.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorowi!
*Cytat pochodzi z: Artur Urbanowicz, Inkub, Vesper 2019, s. 13
Tyle wspaniałych tytułów ostatnio odnajduję w blogosferze, że co drugą książkę chętnie bym przygarnęła ;) Kolejny tytuł wpisuję na swoją listę "do przeczytania".
OdpowiedzUsuńCiekawa książka :) jeszcze jej nie czytałam, w wolnej chwili będę chciała ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam, że bardzo zdolny autor
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, ale zapowiada się imponująco :D
OdpowiedzUsuńKsiążkę już mam, ale jeszcze jej nie czytałam.
OdpowiedzUsuńSłyszałam już o książce, ale na razie stwierdzam, że to nie moje klimaty :P
OdpowiedzUsuńAż głupio się przyznać, ale nie słyszałam wcześniej o tym autorze. Lubię takie klimaty i historię, więc myślę, kiedyś na pewno zapoznam się z tą historią.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Czytałam tylko jedną książkę tego autora i byłam nią zachwycona, więc tę również bardzo chętnie przeczytam. 😊
OdpowiedzUsuńOO, a wiesz, że ja nigdy tego autora nie poznałam.Wiem, aż wstyd ;).
OdpowiedzUsuńNie mieliśmy jeszcze okazji sięgnąć po książkę A. Urbanowicza, ale po tym co tu przeczytaliśmy z pewnością musimy to zmienić. Chętnie zaczniemy właśnie od Inkuba, chociaż biorąc po uwagę jej rozmiar i nasz chroniczny brak czasu, trochę nam to zajmie :)
OdpowiedzUsuńMam tą książkę już za sobą i akurat jej oddziaływanie na wyobraźnie zaliczam in plus, ale jeżeli chodzi o wady to moim zdaniem jest np. zbyt przegadana.
OdpowiedzUsuńWidzę, że już któraś blogerka jest bardzo pozytywnie nastawiona do tej publikacji. Staję się jej zatem ciekawa :)
OdpowiedzUsuńTo raczej nie jest lektura dla mnie, ale świetna recenzja. Na pewno zachęci zainteresowanych:)
OdpowiedzUsuń~Pola
www.czytamytu.blogspot.com Zapraszam :)
Bardzo, bardzo chcę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo interesująco. Trzeba dodać do listy.
OdpowiedzUsuńSama już zacieram rączki i czekam na swój egzemplarz, żeby się zapoznać. Nie ukrywam, że i "Gałęziste" i "Grzesznik" były strzałem w 10 dla mnie, więc wobec "Inkuba" mam wysokie wymagania. Ale równocześnie mam pewność, że Urbanowicz mnie jak zawsze nie zawiedzie. :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobra recenzja, dzięki. :)
Fabuła jakoś do mnie początkowo nie przemawiała, ale im dalej w Twojej opinii tym robi sie ciekawiej. Przeczytałabym kiedyś, bo teraz z taką cegłą nie znajdę czasu na przeczytanie
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJak już wiesz, książkę mam za sobą i bardzo mi się podobała :)
OdpowiedzUsuńHmmm... chciałabym móc zwiedzić takie Jodoziory... pooddychać tamtejszym powietrzem... poczuć tę aurę...
pozdrawiam
Sylwia (www.magicznyswiatksiazki.pl)