Filmy sci-fi nie należą do moich ulubionych. Jedynie Gwiezdne Wrota całkowicie i niezaprzeczalnie skradły moje serce, a pozostałe produkcje mogą stanąć na rzęsach, i tak nawet się nimi nie zainteresuje. Jednakże aby być nieco przekornym i łamać stereotypy, sięgnęłam po Łzy Mai. Dzieło polskiej pisarki, lubianej przez wielu czytelników. Kiedyś już na nią postawiłam, czy i tym razem było warto?
Tytuł: Łzy Mai
Autor: Martyna Raduchowska
Wydawnictwo: Uroboros
Seria: Czarne światła – tom I
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 413
Świat zmienił się w technologicznie uzbrojoną Ziemię. Ludzkie życie można łatwo podreperować, a śmierć nie musi oznaczać końca drogi. Nie, kiedy można wprowadzić w sztuczną śmierć, a później po zrekonstruowaniu brakujących części, wznowić proces życia. Quinn jest tego absolutnym dowodem. W nieszczęśliwym wypadku, spowodowanym atakiem terrorystów, zginęli jego ludzie. Ludzie za których był w pełni odpowiedzialny. W Buncie stracił nie tylko przyjaciół, ale również replikantkę. Wierną towarzyszkę w każdym śledztwie. Po wielu miesiącach otrzymuje szansę na odnalezienie odpowiedzi na dręczące go pytania: dlaczego Maya go zdradziła? Czemu jego życie tak łatwo się rozpadło? Co stało się ze znanym mu światem? Czy odzyska samego siebie? I najważniejsze: jak odnaleźć sprawcę tajemniczych morderstw, kiedy technologia nie chce współpracować? Quinn będąc przeżytkiem jako jedyny ma szanse rozwiązać wszystkie zagadki.
Męczarnia. Dosłownie, nie w przenośni. Takie miałam pierwsze odczucia po przeczytaniu zaledwie paru zdań. W co ja się wpakowałam? Czy mnie totalnie już odrealniło? Jakieś roboty, żywe androidy, cyborgi(?), niezrozumiałe słownictwo, naukowy bełkot fizyków, matematyków, programistów i innych arcy inteligentnych ludzi. To nie Twoja bajka! Krzaczyły wszystkie włoski na skórze. Odpuść sobie, albo niszcz kolejne popołudnia, które mogłabyś spędzić lepiej.
To sobie pocisnęłam.
Odkładanie książki na później? Wykrzywianie się w trakcie czytania? Irytacja sięgająca szczytów, z braku zrozumienia autorki? Skądże! Sama byłam zaskoczona, kiedy sięgałam po książkę z nieskrywaną przyjemnością. Czytam, nie przeszkadzać! Taka widniała informacja na mojej skupionej twarzy. Androidy? Nie przepadam. Sztuczna inteligencja? Nope. Udoskonalenie człowieka przez technologie, jednocześnie robiąc z siebie cyborga? Ee, e. Więc co takiego przyciągało jak magnez do lodówki?
Proces przebiegu akcji pod kątem fabuły oraz kreacji bohaterów. Kryminalne sci-fi?! Zdecydowanie jest to coś, co do mnie przemawia, wręcz woła z oddali! Całkowicie zignorowałam świadomość, a pozwoliłam się oddać temu przyjemnemu uczuciu zadowolenia. Iskra ciekawości rozsadzała mnie od środka. Kto jest zabójcą? Jak można tego dokonać przy tak rozwiniętej technologii? Dlaczego główny bohater ma aż takie problemy emocjonalne skoro… Aaaargh! Nie wiem, nie wiem, NIE WIEM! Wszystko przez te naukowe farmazony! Więc co zrobiła moja przekorność? Postanowiła zrozumieć!
Tutaj autorka dała niezłą czekoladową niespodziankę, dla takiego analityka umysłów książkowych bohaterów. Rozmowy Quinna z psychoterapeutką oraz wewnętrzne monologi w celu zrozumienia siebie, były jak raj dla czekoladoholików. Nie miałam pojęcia po co to wszystko, bo można było rozwiązać wszystko jednym machnięciem. Tylko wtedy nie dowiedziałabym się niczego o Mai. Androidce najnowszej generacji, której jedynym marzeniem było mieć uczucia. Przypominało mi to nieco pewien film, a nawet dwa. W jednym android chciał być jak człowiekiem. W drugim zniszczyć ludzkość. W przeciwieństwie do filmów, książkę pochłonęłam za jednym razem!
Wykreowany świat nie był wcale magiczny. Nie budził mojego zainteresowania. Jednakże chęć poznania sprawcy morderstw była o wiele większa. Tylko czy to jedyna rzeczy, która mnie zaciekawiła? Otóż byłam zainteresowana sposobem w jaki ludzie pobudzali swoje mózgi do działania. Rozwój przez picie płynu? Szalejące roboty nie potrafiące okiełznać uczuć? Czy to wszystko jest możliwe? Dlaczego ludzie podzielili się na tych w reflektorach tabloidów, i tych uciekających pod Mury? Władza, pieniądze, chęć bycia jak Bóg. To wszystko potęgowało całą spirale niesprawiedliwości, nierówności i ciekawości książkoholika.
Podsumowując: Nadal uważam, że sci-fi nie są moim konikiem. Raczej błądzę poruszając się po omacku, niż biegnę przed siebie. Czy warto jest iść w kierunku nam nieznanym? Poznawać nieokiełznane tereny? Czy na tym ma polegać rozwój poprzez kulturę? Hmmm... jedna z najpopularniejszych postaci filmowych kiedyś rzekła: Nie próbuj, rób albo nie rób, nie ma próbowania. Mistrz Yoda miał rację. Po drugi tom też sięgnę! A Ty spróbujesz, czy przeczytasz?
Za możliwość przeczytana książki dziękuję Wydawnictwu Uroboros!
*Za wszelkie pomyłki w logice nazewnictwa serdecznie przepraszam.
To zupełnie nie moje klimaty czytelnicze. 😊
OdpowiedzUsuńAkceptuję wyzwanie :P
UsuńNo to mnie zaskoczyłaś, że mimo niechęci przebrnęłaś i jeszcze okazało się, że całkiem spoko. Bo moje nastawienie do sf jest póki co właśnie takie, że nie sięgnę, nawet jeśli z wątkiem kryminalnym. Chociaż... ;)
OdpowiedzUsuńKryminał the best :D
UsuńTo raczej nie mój gust czytelniczy.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Mój blog
Może kiedyś inna się znajdzie!
Usuńnie czytam sci-fi ale po Twojej recenzji jestem mile zaintrygowana książką :)
OdpowiedzUsuńTo dobra wiadomość!
UsuńSF ustępuję u mnie miejsca fantasy, a i twoje odczucia co do treści przekonują, iż warto zainteresować się innymi tytułami :)
OdpowiedzUsuńAno warto, miło to czytać :)
UsuńTen tytuł czeka na swoją kolej :)
OdpowiedzUsuńNie czytam polskich książek za bardzo ale tą może kiedyś przeczytam :D
OdpowiedzUsuńMÓJ BLOG
MÓJ FACEBOOK
MÓJ INSTAGRAM
To już coś :P
UsuńJa tam lubię sci-fi, więc z chęcią sięgnę po książkę polskiej autorki, która spróbowała swoich sił w tym gatunku.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
To jest to! Warto próbować!
UsuńFajna recenzja, bardzo przyjemnie się ją czytało. Niestety mimo pozytywnej opinii nie dam się skusić - to zupełnie nie moja bajka
OdpowiedzUsuńRozumiem, bo sama też bym nie sięgnęła gdyby nie chęć czegoś nowego :D
UsuńNie czytam sf i nie oglądam tego typu filmów.
OdpowiedzUsuńNatomiast podziwiam Cię za rozłożenie książki na czynniki pierwsze i tak długi,wyczerpujący wpis.
Lubię czytac książki, a to rzadkośc w dzisiejszych czasach.
Tematyka sf mnie nie interesuje,ale Twoja recenzja mnie zainteresowała-)
Pozdrawiam!
Irena-Hooltaye w podróży
Dziękuję za miłe słowa :)
UsuńTy pisałaś o początkowej męczarni, a ja czytając te wymienione rzeczy się jarałam 😂❤️ na pewno przeczytam!
OdpowiedzUsuńHahahaha dobrze wiedzieć :D :D
UsuńRaczej nie czytam tego typu ksiązek
OdpowiedzUsuńTo znajdą się inne :)
Usuń