Jest to jedna z nielicznych serii, do których podchodzę z lekko przesadzoną dozą ostrożności. Wiele o niej naczytałam się w blogosferze oraz stronach poświęconych literaturze. Nasłuchałam się zachwytów i wręcz poematów nad cudownością kunsztu autorki. Zastanawiałam się jak to będzie? W końcu autorka zaczęła pisać Szklany tron będąc jeszcze nastolatką! Tak więc, czy w przypływie lat oraz doświadczeń jest w stanie nakierować tę serię na inne tory?
Tytuł oryginału: Heir of Fire
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Wydawnictwo: Uroboros
Seria: Cykl Szklany Tron
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 654
Odesłanie na wyspę największej Zabójczyni Adarlanu, niektórym może wydawać się idealnym pomysłem. Pomysłem na potwierdzenie swojej lojalności wobec króla. Mściwego, agresywnego, nieugiętego. Dla Celaeny oraz jej przyjaciół to pierwszy krok ku śmierci wszystkich. Dziewczyna nie może odnaleźć się w nowej sytuacji. Zadanie przerasta ją o stokroć. Wyrzuty sumienia oraz cząstka pozostałej niewinności nie pozwala jej na podjęcie poprawnej decyzji. Dorian oraz Chaol rozdzielił gniew. Jak teraz zrealizują swoje cele, które oddaliły się tak bardzo jak ich przyjaźń? Czy negatywne uczucia zostaną przezwyciężone?
Myślenie nad tym, czy ta część będzie lepsza od poprzednich została wyrzucona wraz z pierwszymi rozdziałami. Wręcz jakiekolwiek posunięcia względem tej powieści były wyrzucane z mojej głowy natychmiastowo. Najzwyczajniej nie mogłam znieść tych pierwszy akapitów. Czytałam i wręcz łapałam się za głowę. Co to jest?! Krzyczał mój książkowy molik w głowie. To że Celaena upadła to wiem, ale po kiego mi taki rozległy, nudny wstęp? Odstraszasz mnie Maas, odstraszasz! Tak więc moja ocena otrzymała minusowe punkty.
Trzeba jednak dawać szansę. Nie po to czytałam te rozdziały, aby rzucić książka w kąt i patrzeć na rozwaloną okładkę i powyginane strony. Tak więc siadłam, głośno westchnęłam, wypiłam kubek dobrej herbaty i… zapomniałam o filmie. Obudziłam się z czytelniczego snu, gdy już się kończył. Tego to się nie spodziewałam! Ponieważ kiedy już przebrnęłam przez rozdział o wiedźmie… cała akcja zaczęła się rozkręcać. Cealena powoli odnajdywała cząstkę prawdziwej siebie, Dorian rozpoczął bycie księciem z prawdziwego zdarzenia, a Chaol… oj ten walczył ze swoimi moralnymi rozterkami. Ale wszystko powolutku tworzyło jedną wielką, wspólną misję – przezwyciężyć swoje lęki oraz przygotować się na czające się w oddali zło.
Przynajmniej tak starałam się wyrzucić jeden, mały, bardzo nużący element całej powieści.
Wiedźmy. Niestety nie polubiłam ich. Zachowanie oraz ogólna kreacja ciała była sztuczna. Wystające zęby, pazury i wielki smutek, że nie są już nieśmiertelne, a jedynie piękne. Bla bla bla. Marudzenie starych bab! Ich historia, wręcz tragedia jaka je spotkała doprowadzała mnie do odkładania książki na bok. Nie chciało mi się jej kontynuować. Ba! Nawet myślałam o omijaniu tych rozdziałów! Jednakże udało mi się przebrnąć przez to emocjonalne pustkowie. Za to delektowałam się przygodami Chaola oraz jego nowego przyjaciela - Aediona.
Skoro już przedstawiłam Wam najnowszy kąsek, to wspomnę iż autorka dodała o wiele więcej nowych męskich postaci. Chociażby nowy kumpel Cealeny. Prawdziwy fae! Coś czuję, że jakbym wpisała imiona tych dwóch przystojniaków, fanarty obezwładniłyby mój ekran. Miałam wrażenie, że był to zabieg celowy. Właśnie te dwie nowe, charakterne postacie pokazały kryjące się w powieści potencjał. Porównując do Dworów, widziałam dwa światy. Odległe, a zarazem wspólne. Takie które łączą się by walczyć wspólnie oraz rozdzielają, aby nie kalać krwią mieszańców. Ukazanie prawdziwego oblicza fae oraz życia ludzi o nadnaturalnych zdolnościach podkreślało jak jeszcze wiele Maas kryje asów w rękawie. Próby połączenia tych szarości były trudne. Zgrzytało mi to tu, to tam. Jednak w całościowych rozrachunku wyzerowało pierwszowrażeniowe minusy.
Podsumowując: Któż pomyślałby, że Dziedzictwo ognia pokaże prawdziwe, dojrzewające oblicze autorki? Takie otóż miałam wrażenie, przy ostatnich stronicach tejże powieści. Trzeci tom, będący zaledwie punktem zwrotnym historii Cealeny, ukazuje jak plastyczny jest świat tworzony przez nas samych. Jak wyobraźnia pozwala na kreowanie niemożliwego. Jak rozwijające się umiejętności pisania, mogą zadecydować o dalszych losach bohaterów. Zwłaszcza, że gdzieś tam, między stronicami odnajdziemy odpowiedź na najważniejsze pytanie: czy ogień zostanie przyjęty i zaakceptowany przez prawowitego dziedzica?
Za możliwość przeczytania Dziedzictwa Ognia, dziękuję Wydawnictwu Uroboros.
Poczekam na coś, spoza fantastyki. 😊
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie poznałam prozy tej autorki. Wszystko przede mną.
OdpowiedzUsuńZnam serię ale to nie mój typ
OdpowiedzUsuńUtknęłam na pierwszym tomie i nie mogę przez niego przebrnąć.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Nie znam serii, ale brzmi naprawdę dobrze!
OdpowiedzUsuńJeszcze nie znam tej serii, ale już od jakiegoś czasu mam ją na uwadze. W ogóle wreszcie zamierzam nadrobić twórczość tej autorki, bo czasami czuję się taka zacofana... ;)
OdpowiedzUsuńSeria, która może spodobać się mojej młodzieży, chętnie ją jej polecę. :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam tej serii, ale wszędzie jej pełno :-) Może kiedyś się skuszę :-)
OdpowiedzUsuńJa kocham Dwory, chociaż też miałam ochotę rzucić nimi w ścianę czasami. Teraz pragnę przeczytać "Szklany tron" <3
OdpowiedzUsuńTo niestety nie moja bajka...
OdpowiedzUsuńNie znam tej serii, ale jaka fajna musi byc tez ewolucja autorki, ktora zaczyna ja pisac jako nastolatka i pewnie dojrzewa razem z wykreowanymi przez siebie postaciami.
OdpowiedzUsuńDo Maas mam naprawdę mieszane uczucia. Niektóre jej książki uważam za genialne, a innych nie jestem w stanie czytać, tak bardzo mnie nudzą.
OdpowiedzUsuń