Do thrillerów podchodzę z rezerwą. Zazwyczaj ich treść nie kojarzy mi się z tym gatunkiem literatury. Raczej jestem rozczarowana, ewentualnie z nutką goryczki zadowolona. Jestem specyficznym czytelnikiem tychże powieści, więc zdecydowanie mam ich inną wizję w głowie. Czy Matka stała się inspiratorem do czytania kolejnych thrillerów? Sprawdźcie sami!
Tytuł oryginału: Mother
Tłumaczenie: Marek Król
Wydawnictwo: Vesper
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 319
Przywiązanie do rodziny jest tematem wymagającym szczegółowego omówienia. Zwłaszcza nie znając swoich korzeni, czujemy się wyobcowani i wręcz nie na miejscu. Christopher Harris dowiedziawszy się, iż jest adoptowany rozpoczyna szaloną wędrówkę ku zmianom. Próbuje odszukać rodzinę, zdobyć przyjaciół i zrozumieć samego siebie. W istocie staje się bardzo zdziwaczałym nastolatkiem wierzącym, że jego biologiczna matka żyje. On ją odnajdzie i będą żyć długo oraz szczęśliwie. Tylko czy zawiłości jego umysłu pozwolą mu na zrealizowanie tak skomplikowanego planu?
Już na samym początku byłam zaintrygowana życiem tego bystrego, lecz mocno wycofanego społecznie chłopca. Jego psychologiczny obraz budził moje instynkty badawcze. Próbowałam czytać między wierszami, ale niewiele mogłam tam odnaleźć. Wszystko wydawało się pleść idealnie. Czasami przystawałam, starałam się wsłuchać w wewnętrzny instynkt wywiadowczy i… przez większość czasu słyszałam ciszę. Zastanawiałam się jaki jest sens historii życia Christophera? Dlaczego narrator opowiada nam ją z taką pieczołowitością. Co kryje się za tym wszystkim? I dlaczego czuje bezsens?
Skoro już wspomniałam o osobie snującej opowieść o głównym bohaterze, warto by się nad tym wątkiem zatrzymać. Narratorem jest kobieta, która zdecydowanie znała Chrisa od bardzo dawna. Przynajmniej takie ma się wrażenie, gdy plecie jego historię z dnia na dzień. Szczegóły są wręcz zaskakujące. Zadawałam sobie pytanie: kim jesteś? Jak możesz znać tak drobne elementy? Przecież nie było Ciebie w akademiku! Nie mogłaś być przy każdym spotkaniu z nim! Aż zaczęłam przekraczać typowo logiczne podejść. A może była psychopatką? Może go śledziła? A gdyby tak była częścią jego życia, lecz ukrywa siebie między wierszami? Tymi które od jakiegoś czasu są zbyt idealnie wygładzone? Bez dziur, bez zająknięcia o czymś wyjątkowym?
Jak zauważyliście to właśnie Ona, na późniejszym etapie powieści, zainteresowała mnie bardziej od samego Chrisa. Pewnie dlatego, że jest typowym nastolatkiem z problemami. Z brakiem poczucia przynależności. Niezrozumieniem przez otoczenie. Wysokim poziomem inteligencji. Życia z uczuciem porzucenia przez swoją adopcyjną rodzinę. Mogłabym mu współczuć, lecz w ogólnym kontekście jako osoba, nie przypadł mi do gustu. Najzwyczajniej mi nie pasował. Był taki… irytujący. Owszem miał trudne dzieciństwo i mógł mieć coś w stylu nerwicy lub depresji, a nawet posiadać ogromne pokłady agresji. Ale… ale był tak zwyczajny i nijaki, że tylko narratorka ratowała całą sytuację. Sądzę, że to właśnie Ona była moim punktem zaczepienia. Moim celem do odgadnięcia i zrealizowania.
Zaskakujące jak zaledwie parę stron może zmienić podejście do prezentowanych postaci!
Nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo byłam zaskoczona, z każdą kolejną końcową stroną. Oj tak, to się zdecydowanie powiodło! Łykałam jak witaminę C. Z drugiej strony sama siebie nie rozumiem, bo chociaż Chris to typowy nudziarz, powieść miała to Coś. Coś powodujące niemożność oderwania się od książki. Jest to dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Przecież bohater jest beznadziejny (albo może aż tak dobra jego kreacja, że miałam takie odczucia?), sama fabuła rozlazła, a akcja się wlecze. Stąd narodziło się pytanie: czy jest to zamierzone działanie autorki?
Prawda jest taka, że nie warto rozckliwiać się nad fabułą. Chris poszukuje rodzonej matki, prawdziwej rodziny. Próbuje zrozumieć siebie, swoje pragnienia i spełniać marzenia. W latach 70 i 80 XX wieku życie w Anglii było tak samo proste i zbuntowane jak aktualnie. Każdy miał swoje problemy, lubił się upić w stylowym, ale tanim pubie oraz nienawidził deszczowej pogody na Wyspie. Cała akcja była napędzana chęcią lepszego poznania odnalezionej matki oraz nieumiejętność rozwiązania zawiłości w swoim krótkim, lecz jakże burzliwym życiu. Tylko, że tu prawie wszystko, od początku do końca, było ułudą. Czy jesteś w stanie odszukać w tym poście prawdę?
Podsumowując: Moje mieszane uczucia wywołane są sprzecznością pomiędzy ksiażkoholikiem, a instynktem. Umysł książkoholika szepta mi, że to raczej przeciętna lektura warta jednorazowego przeczytania. Natomiast instynkt krzyczy, że powinnam przeczytać tę powieść minimum dwukrotnie, aby odnaleźć fragmenty potwierdzające zakończenie powieści. Jestem ciekawa, co Wy byście zrobili na moim miejscu? U mnie walka praktycznie jest przegrana. Oba umysły połączyły siły i zmuszają mnie do odszukania dodatkowych godzin na małą detektywistyczną zagwozdkę.
Cytat pochodzi z: S. E. Lynes, Matka, Wydawnictwo Vesper 2019, s. 90
Za możliwość przeczytania książki, dziękuję Wydawnictwu Vesper!
Hmm bardzo mocno zaintrygowała mnie Twoja opinia. Lubię takie nieoczywiste książki.
OdpowiedzUsuńTo miłe, dzięki! :)
UsuńBrzmi bardzo ciekawie. Mam już na liście do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńCiekawa ta Twoja lista jest :D
UsuńKsiążka bardzo chcę przeczytać już od momentu zapowiedzi i ciągle na nią poluję. 😊
OdpowiedzUsuńOooo polowanie więc trwa! Dobrze słyszeć :D
UsuńNieoczywista książka. Brzmi ciekawie, choć nie wiem czy byłbym w stanie ją przeczytać skoro to przeciętna lektura
OdpowiedzUsuńTaka się wydaje, chociaż nie czuje się rozczarowana. Myślę, że wszystko zależy od czytelnika.
Usuńwydaje się ciekawa
OdpowiedzUsuńTaka też jest ;)
UsuńPomimo twoojego niezdecydowania czuję się zaciekawiona. Lubię takie nieoczywiste thrillery. ;)
OdpowiedzUsuńJa chyba podziękuję :-) Moja lista książek do przeczytania robi się coraz dłuższa, więc ograniczam dorzucanie kolejnych:D
OdpowiedzUsuń