Kojarzycie sławetna klątwę drugiego tomu? Otóż w ostatnim czasie to była zaledwie legenda w moich czytelniczych progach. Jednak jak to bywa w życiu, to co piękne musi się kiedyś skończyć. Miałam za duże oczekiwania? Zbyt wielkie wyobrażenie? Co stało się z moją wizją serii Czarnego Maga przez zaledwie czterysta stron? Otóż została pogrzebana… żywcem.
Tytuł oryginału: Apprentice
Tłumaczenie: Emilia Skowrońska
Wydawnictwo: Uroboros
Seria: Czarny Mag – tom II
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 441
Uwaga! Mogą być spoilery (informację, które mogą dla kogoś być zbyt szczegółowe) odgrodzone czerwoną czcionką!
Czasem musimy poświęcić więcej niż inni. Nie dlatego, że jesteśmy gorsi lub słabsi, lecz ze względu na naszą wyjątkowość. Choć w każdym z nas tkwi ziarno osobliwości, to zaledwie nieliczni muszą walczyć o jego przetrwanie. Ryiah po wielu miesiącach walk z samą sobą oraz niesprzyjającemu społeczeństwu, realizuje swoje drugie największe marzenie. W pełni poświęca się nauce, aby móc dumnie powiedzieć o sobie, iż jest adeptką elitarnej frakcji. Jej historia w Akademii Magii dopiero się zaczyna, lecz czy przetrwa do ukończenia ostatniego, piątego roku? Brak kontroli, samodyscypliny oraz porywczy charakter nie gwarantują jej promocji. Jak dokonać niemożliwego, Ryiah? Jak?
Choćby poprzez płynność prozy jaką dają nam dobrze dobrane wyrazy. Prostota oraz nieskomplikowane zdania pozwalają na szybkie czytanie. Język dostosowany jest do nastoletniego czytelnika, dzięki czemu zrozumienie tekstu nie wymaga zbyt dużego wysiłku. Ponadto fabuła skupia się na życiu miłosnym bohaterów, niż (jak sam tytuł wskazuje) rozterkach ucznia Akademii Magii. Autorka postawiła na piedestale wrażliwość emocjonalną, która u Ryiah objawia się rumieńcami na twarzy oraz wybuchami niepohamowanej wściekłości. Nie można mieć tego za złe, ponieważ postacie są kreowane na typowych nastolatków, dla których pierwsze miłostki, uśmiech, dotyk lub pocałunek lubego to największe wydarzenie w ich życiu. Czasami sceny były urocze, innym razem śmieszne, a nawet wręcz przesłodzone. Do momentu gdy wkraczał bonus fabularny, czyli wprowadzenie akcji poprzez pozorowane bitwy. Jest to dla mnie coś nowego, wręcz wzbudzało pozytywne zainteresowanie. To właśnie wtedy Adepci musieli zapoznać się z rzeczywistością, jaka czeka ich po ukończeniu Akademii. Zadawanie bólu. Odnoszenie ran. Zachowanie zimnej krwi oraz czystego umysłu, gdy obok przyjaciel woła o pomoc. To właśnie był ten moment gdy młody umysł poznał prawdziwe piętno każdej wojny: zadawanie śmierci. Jak sobie z tym poradzić? Czy zabijanie może być proste?
Pozorowane bitwy ogromnie wpłynęły na pozytywny odbiór powieści. Podobnie było z zaprezentowanymi problemami wynikającymi ze statusu społecznego adeptów. Któż nie uwielbia rozterek pomiędzy arystokracją, a pospólstwem? Jedni mają złota w bród i z nudów nie wiedzą, co począć. Drudzy nawet nie cerują sakiewki, bo i tak nie byłoby co wypaść. Autorka podeszła do tego tematu z nieco innej perspektywy. Nie skupiała się głównie na romansie, ale również podkreślała obowiązki wynikające ze statusu społecznego. Posiadanie bogactw oraz tytułu to jedynie dodatek to spełniania wygórowanych wymaganiach. Szlachta narzuca sobie pewne zachowania oraz działania, których nie można obejść. Owszem, masz wszystko, czego inni mogą pozazdrościć, ale musisz za to zapłacić. Doskwiera ci samotność, niezrozumienie oraz wykluczenie wśród osób, które mogłyby stać się prawdziwymi przyjaciółmi. Nie takimi sprzedajnymi za parę hektarów ziemi oraz milionowy posag. Choć przedstawiono również racje nisko urodzonych, to właściwie nie trzeba było ich zbytnio wyjaśniać. Znamy je z bajek, legend i mnóstwa innych książek. Ale czy ktokolwiek zainteresował się, co muszą poświęcić wysoko urodzeni? Ano właśnie...
„Miłość jest dla głupców, którzy nie są wystarczająco inteligentni,
aby zobaczyć przed sobą drogę.”
aby zobaczyć przed sobą drogę.”
Jestem wręcz zdruzgotana swoimi pozostałymi myślami, pełzającymi po głowie jak wściekły wąż bez posiłku. Z ogromnymi oczekiwaniami rozpoczęłam czytanie drugiego tomu serii o Czarnym Magu. Jednakże wszystkie moje nadzieje zostały porzucone w otchłań obojętności. Chciałabym zrzucić wszystko na przeładowanie materiałem, albo beznadziejnych bohaterów. Chcę być jednak uczucia i przyznać, iż największym problemem była sama treść. Konstrukcja powieści jest w porządku. Podzielono rozdziały między pozostałe cztery lata w Akademii. Niestety moja głowa nie przyjmowała tłumaczenia, że to nie nauka jest najważniejszym elementem w tej części. To relacje między postaciami odgrywały kluczową rolę. Nie mogłam się z tym pogodzić. Stosunek między odbywanymi zajęciami, a rozmowami jest przeważający dla irytującej paplaniny. Skąd takie stwierdzenie? Choćby dialogi wymieniane pomiędzy Ryiah i Darrenem. Nie wnosiły one zbyt wiele poza kolejną kłótnią lub niedomówieniem. Dodajmy do tego przemyślenie głównej bohaterki o swoim lubym i można dostać wtedy kompletnego szału. Irracjonalne, bezwartościowe, nudne. Ile razy można się kłócić o to samo przez cztery lata?! Natomiast opis zajęć niewiele się zmienił. W ogóle nie miałam wrażenia, iż adepci muszą poświęcać mnóstwo czasu oraz wysiłku, aby osiągnąć wymagany poziom w Akademii. W głowie miałam wyłącznie szowinizm i kozaczenie szlachty. Przykro mi to pisać, ale ten świat nie był dla mnie wiarygodny. Cztery zmarnowane lata z życia adeptów na sprzeczki między księciuniem, a plebejuszką... Porażka.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło? Otóż jest to najprawdziwsza prawda. Choć musiałam przeboleć maltretując dialogi oraz ochy i achy Ryiah, to zakończenie powieści wszystko, ale to WSZYSTKO mi wynagradzało. Po otrzymanych turbulencjach nie oczekiwałam niczego. Z tyłu głowy majaczyła mi iskierka „a może jednak?”, lecz ignorowałam ją podczas całej lektury. Aż dotarłam na ostatnie strony i aż krzyknęłam z radości NARESZCIE! Właśnie tego brakowało. Wielkie bum, bach i bim, które pokazałoby, że w Adeptce jest jeszcze jakiś potencjał. Taki doprowadzający do szaleńczego biegu do kolejnego tomu. Bo moje frustracje zostały wynagrodzone. Moja książkoholikowa dusza chce się dowiedzieć, dlaczego autorka zdecydowała się na taki podział w powieści. Czy okrojenie nauk, miało jakikolwiek sens z fabularnego punktu dla dalszej historii o Ryiah?
Podsumowując: Czy musiałam przeboleć swoje irytacje, aby móc zdobyć najwyższą nagrodę? Cóż, wybaczam klątwie drugiego tomu. Zdarza się. To żadna hańba. Przede mną jeszcze dwie powieści. Czy wciągnę się w wir życia magini? Nie wiem, ale moja nadzieja odżyła. Tak już mam. Płynność czytania oraz ogromna siła odprężająca przewyższyła moje obawy. Takie powieści też muszą być. Zwłaszcza, że Pierwszy rok był w porządku, a podczas lektury Adeptki czas płynął nieubłaganie szybko. Nie pozostało mi nic jak oczekiwać, iż Ryiah następnym razem mnie nie zawiedzie.
Cytat pochodzi z: R.E. Carter, Adeptka, Wydawnictwo Uroboros 2019, s.336
Za możliwość przeczytania książki, dziękuję Wydawnictwu Uroboros.
Szkoda, że treść tak zawodzi... Niektórzy autorzy powinni pozostać przy jednym tomie po prostu. :)
OdpowiedzUsuńTo chyba wynika z tego, że miałam kompletnie inne oczekiwania. Wiem jednak że to nie koniec, i nie raz jakiś tom był "nie ten" więc daje szansę.
UsuńMam w domu tylko pierwszy tom, ale jakoś nadal nie mogę zabrać się za czytanie.
OdpowiedzUsuńCzasami tak jest i niestety książka musi swoje przeleżeć :) Może za jakiś czas się skusisz i się spodoba?
UsuńJa słyszałam, że z każdym kolejnym tomem ta seria jest coraz lepsza, ale widzę, że nawet ona się nie uchroniła od klątwy drugiej części. Ja tę serię mam dopiero w swoich planach czytelniczych.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Czasem trzeba przebrnąć przez słabszy tom. Każdemu może zdarzyć się słabsza część.
UsuńDokładnie. Czytałam o tej serii bardzo dużo, dlatego daje szansę. Zdarzają się gorsze tomy. Nie da się wszystkim dogodzić :)
UsuńBardzo interesująca recenzja i zdjęcie także.
OdpowiedzUsuńMój blog
Dziękuję!
UsuńSzczerze mówiąc, kocham tę serię i według mnie każdy tom był lepszy od poprzedniego. Drugi też sprawił mi jednak małe trudności, ale nie uważam go za specjalnie zły. Mam nadzieję, że pozostałe części przypadną Ci bardziej do gustu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Biblioteka Feniksa
Ojej skoro tutaj taka miłość to aż mnie ciągnie by przekonać się do końca w czym się zakochałaś!
UsuńTo prawda, nie zawsze drugi tom sprosta naszym oczekiwaniom, zwłaszcza jak pierwsza odsłona serii mocno nam się spodobała. :)
OdpowiedzUsuńWtedy najlepiej chwycić za kolejną odsłonę serii, często trzeci tom wraca na właściwe dla nas tory. :)
UsuńMożliwe że masz pełną racje i powinnam się szybciutko temu podporządkować! ;)
UsuńNie są to moje klimaty literackie, więc pewnie też czułabym się rozczarowana. Wolę jednak bardziej realistyczne historie.
OdpowiedzUsuńAch wszystko zawsze zależy do gustu. To akurat moje klimaty tylko miałam nieco inne oczekiwania :) Może za to następnym razem znajdziesz coś dla siebie? :)
UsuńZa to kolejny tom będzie lepszy, przynajmniej tak zwykle bywa! O książce słyszałem, ale ostatnio odpuszczam sobie powieści fantasy, i tak już utknąłem na Trylogii Czarnego Maga Trudi Canavan.
OdpowiedzUsuńAch rozumiem, dla mnie akurat trylogia Czarnego Maga to cudo cudów! :)
UsuńTak to ju z jest, że lepiej aby niektóry tytuły pozamykać w I tomie ;)
OdpowiedzUsuńHahaha ale tu są aż 4!
UsuńDziękuję za ciekawą recenzję, ale nie jestem amatorką opowieści fantastycznych. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńKażdy ma swoje ulubione gatunki!
UsuńPierwszy tom mnie zachwycił, mam nadzieję, że drugi nie rozczaruje mnie aż tak! :(
OdpowiedzUsuńPamiętaj że to tylko moje odczucie ;)
UsuńJakoś nie ciągnie mnie do tej serii
OdpowiedzUsuńMoże zacznie do innej :)
UsuńMuszę nadrobić całą serię :) Czuję się z nią strasznie do tyłu, a to zdecydowanie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńNie jesteś w tym odosobniona. ;)
UsuńOby się udało! I to jak najszybciej!
UsuńSerię mam już w planach od czasu pojawienia się pierwszego tomu. Do tego stopnia mam na nią chrapkę, że zamierzam niebawem zakupić wszystkie części. :)
OdpowiedzUsuńPomistrzowsku
Życzę udanej lektury!!
Usuń