W ostatnich miesiącach moje otwarcie się na nowe gatunki otrzymało nowego znaczenia. Powieści dla miłośników grozy stały się również moimi. Prawdziwą przygodę rozpoczęłam od Artura Urbanowicza, aby móc przejść w świat nieznany. Nieco mroczny, niezrozumiały dość mocno zarysowany strachem oraz lękiem. Nie posiadającym jednakże widzialnych granic. Chata na krańcu świata miała być swego rodzaju przejściem na wyższy level zaznajomienia… czy tak też się stało?
Tytuł oryginału: The cabin at the end of the world
Tłumaczenie: Paweł Lipszyc
Wydawnictwo: Vesper
Rok wydania: 2020
Liczba stron: 301
Typowy dzień w nietradycyjnej amerykańskiej rodzinie. Eric oraz Andrew postanawiają zabrać swoją ukochaną córkę na małą wycieczkę w środek lasu. Chata oddalona jest od cywilizacji, dzięki czemu wszyscy mogą cieszyć się spokojem oraz ciszą panującą w naturze. Wen podczas zabawy napotyka Leonarda. Mężczyzna rozmawia z dziewczynką próbując przekonać ją do swoich dobrych zamiarów. Jednakże ta bystra siedmiolatka dość szybko dostrzega pewien fałsz, alarmując rodziców o zastałej sytuacji. W ten oto sposób czterech obcych ludzi wtargnęło na teren chaty, postanawiając zrealizować swoje przeznaczenie.
Napięcie budowane jest od pierwszych stron. Tremblay stopniuje sytuacje wywołujące stres u głównych postaci. Stara się zapoznać Czytelnika dokładnie z zastałą sytuacją oraz myślami osób, mających wpływ na dalsze wydarzenia. Cierpliwie dawkuje informacje zawarte w przemyśleniach postaci. Ponadto dobitnie rozdziela powieść na cztery etapy, które mogą na początku wzbudzać niezrozumienie. Natomiast na końcowym etapie są intrygującym zespoleniem całości. Tak było również z moim odbiorem podtytułów, które wywołały u mnie skonsternowanie. Nie potrafiłam pojąć skąd wzięły się te nazwy, a jednocześnie byłam świadoma, iż w końcu to się wyjaśni. Tak też było, co nie zmienia tego, że wzbudzało to dodatkowe napięcie podczas czytania.
„Nie możemy i nie odejdziemy, póki to się nie stanie”
Ogromnym zaskoczeniem była kreacja bohaterów. Małżeństwo homoseksualne wraz z adoptowanym dzieckiem z Chin – to zdecydowanie temat mogący wzbudzać ogromne emocje. Skoro już sam wstęp rozpoczął gonitwę myśli, to dalsze rozdziały podzielone na konkretne osoby, stały się przyczyną do uczucia rozdrażnienia. Nasycenie negatywnych emocji wzrastało, a historia stawała się coraz bardziej przytłaczająca. Czytając o sytuacji w jakiej znalazła się ta rodzina oraz ich niemocy w rozwiązaniu problemu, czułam narastający niepokój oraz ogromne pokłady oburzenia. Jak obcy ludzie, całkowicie sobie nieznani, mogli wtargnąć w życie tejże rodziny żądać czegoś tak okrutnego? Jak spełnienie ich życzenia może być określane jako coś dobrego, uzdrawiającego, a wręcz ratującego?
Eric oraz Andrew stali się bohaterami, których zrozumienie było dla mnie dość proste. Autor przedstawia ich życie w fragmentach, opisuje najtrudniejsze dotąd chwile oraz radości przepełnione łzami. Te składowe pozwoliły mi na polubienie ich oraz wzbudzenie empatii. Nie bali się wyrażać swoich uczuć oraz potrzeb. Cały czas starali się wspierać siebie nawzajem oraz Wen. Próbowali komunikować się z napastnikami i zrozumieć, skąd wzięła się ich szaleńcza wizja apokalipsy. I choć to Wen oraz Leonard przedstawili równie interesujące punkty patrzenia na cała sytuację, to ogrom tego, co działo się z dwójką mężczyzn był o wiele bardziej ekscytujący i pełny wrażeń.
Podsumowując: Groza przedstawiająca wizję końca świata wydaje się być wystarczająco oklepana. Tremblay jednak udowadnia Czytelnikom, że spowszedniały temat można wprowadzić na nowe wody. Kreowanie wizerunku zagrażającej apokalipsy, zależnej od decyzji jednej rodziny utkwionej na krańcu świata, wydaje się być wystarczająco przygnębiająca. Historia ta wzbudziła we mnie irytację oraz przygnębienie wywołane wyborem, przed którym zostali postawieni niczego winni ludzie. Dręczenie psychiczne oraz fizyczne wywołało również gniew i poczucie niesprawiedliwości. Choć czy wizja apokalipsy, kiedykolwiek była sprawiedliwa? Jak poradzili sobie z tą sytuacja Eric oraz Andrew? Czy umysł siedmioletniej Wen potrafił zrozumieć zagrożenie? Skąd wziął się Leonard oraz jego przyjaciele? Jakie jeszcze niezidentyfikowane niespodzianki czekały na pozostałych wraz z pojawieniem się tajemniczych przybyszy? Czy Chata na krańcu świata stała się końcem?
Cytat pochodzi z: P. Tremblay, Chata na krańcu świata, Vesper 2020, s. 56
Za możliwość przeczytania książki, dziękuje Wydawnictwu Vesper!
Kurczę, bardzo zachęcająco piszesz o tej książce. Czasy apokalipsy to zarazem łatwy i ciężki temat na książkę. Łatwy, bo można naprawdę zaszaleć i dać się ponieść wyobraźni, ale ciężki, bo naprawdę trudno wymyślić coś nowego. Skoro jednak piszesz, że wyszło nieoklepanie, to ja się chyba skusze. :)
OdpowiedzUsuńPomistrzowsku
Temat oklepany, co sama zauważyłaś, ale jeśli udało się wyciągnąć z niego coś nowego, to super. Ja fantastyki i literatury grozy nie czytuję generalnie. Nie lubię się bać, ale ta książka mnie na swój sposób kusi. Może nie jakoś usilnie, ale jednak. Niewykluczone, że kiedyś dam jej szansę. :)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, ale to nie do końca moje klimaty czytelnicze. 😊
OdpowiedzUsuńAh, kocham książki wydane przez Vesper (ich horrory mam chyba wszystkie) i dodaję kolejną do przeczytania. No i zaraz jeszcze Wyspa doktora Morou wyjdzie..
OdpowiedzUsuń"Chata na krańcu świata" wymyka się standardom powieści grozy, czerpie ze wzorca garściami, ale zarazem oferuje nowe elementy i atrybuty. :)
OdpowiedzUsuńPrzyjemne wspomnienia z przygody czytelniczej, lubię takie mroczne klimaty. :)
UsuńRecenzja jest bardzo zachęcająca, zatem wpisuję książkę na moją listę do przeczytania. Tylko skąd brać czas...
OdpowiedzUsuńDotarła do mnie ta książka w tym tygodniu i już zacieram rączki na myśl o czytaniu.
OdpowiedzUsuńRecenzja bardzo piękna i przekonująca, ale nie wiem czy to do końca mój gust. Może kiedyś, nie mówię nie.
OdpowiedzUsuńKsiążka nie do końca jest w mojej tematyce, jednakże może skuszę się przeczytać :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wow, wyszło Ci niesamowicie klimatyczne zdjęcie! Natomiast samą powieść z przyjemnością bym poznała.
OdpowiedzUsuńKoniec świata z innej strony? To mi się naprawdę podoba! Reszta kontrowersji nie przemawia do mnie jakoś szczególnie, ale to tak. Będę czytać.
OdpowiedzUsuńNie do końca moja tematyka, ale może kiedyś dam jej szansę ;-)
OdpowiedzUsuńTakie całkowite otwarcie na ten gatunek wciąż przede mną :) jednak jestem już co raz bliżej. A Twoja recenzja mnie zaintrygowała i po książkę z chęcią bym sięgnęła!
OdpowiedzUsuńNie do końca dla mnie, ale zaciekawiła mnie ta książka :-)
OdpowiedzUsuńZachęcająca recenzja, a samą powieść mam od jakiegoś czasu w planach.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Też czasami otwieram się na nowe gatunki, aby ich posmakować i sprawdzić czy one zdają egzamin, czy też powinnam o nich kompletnie zapomnieć. Jednakże z typowymi powieściami grozy jeszcze nie miałam do czynienia, a ta sprawia wrażenie interesującej. Homoseksualna para, adoptowane dziecko, tajemniczy mężczyzna plus klimat - to jest to!
OdpowiedzUsuń