poniedziałek, 25 grudnia 2017

„Świąteczne marzenie” - Amanda Prowse


Magia świąt! Dla dzieci jest jedną z najważniejszych i najcudowniejszych chwil w ich życiu. Jednakże jeśli nie jest ona chociażby w minimalnym stopniu tworzona, dzieci otrzymują świąteczne przekleństwo. Nawet kilkuletni ludzie wiedzą, że prezenty nie są najważniejsze, lecz Ci z którymi spędzamy ten czas. Gorzej jeśli nie mają nikogo, komu mogliby zaufać. Nikomu, komu mogliby przekazać swoje sny. Wtedy dziecięce marzenia o pięknym Bożym Narodzeniu zamieniają się w koszmar, który tkwi w głowie przez długi czas. 




Tytuł oryginału: Christmas for One
Tłumaczenie: Monika Wisniewska
Wydawnictwo: Kobiece
Rok wydania: 2017

Liczba stron: 332


Uwaga! Pod koniec książki nie jedna wrażliwa osóbka może zapłakać! 




Wychowywanie się w rodzinie zastępczej to jedna z tych sytuacji, gdzie dziecko cieszy się i żałuje jednocześnie. Co tak naprawdę dzieje się w jego głowie trudno jest nam wyobrazić, lecz Meg pokazuje swoje zranione dziecięce oblicze. W końcu trafia do rodziny, która jej nie ocenia, ale chce kochać i wspierać. Daje jej prace, rodzinne ciepło i pogodę ducha. Pomimo tego i tak przegrywa. Mijają cztery lata. Meg ułożyła sobie życie, a przynajmniej tak się jej wydaje. Nikt nie spodziewał się, że napotka na przystojnego rudzielca. 

Zarys fabuły wydawał mi się bardzo życiowy. Przecież takich jak Meg jest wielu. Nie potrafią wyjść z mętnego koła i ustabilizować się na tyle, by czuć się odrobinę bardziej szczęśliwymi. Jednakże, po długiej drodze jej się to udało. Przyznaje, że takie zakończenie na samym wstępie powieści jest dość nietypowe. Zastanawiałam się, czy teraz mam czytać kolejne ponad dwieście stron o romansie z facetem? Jak się okazało historia tej dwójki była nieco bardziej skomplikowana. 

Sam wstęp mnie zniechęcił do dalszego czytania. Możliwe, że nazwiecie mnie osobą bez empatii, ale strasznie się wtedy męczyłam. Dopiero o wiele później wsiąkałam na całego bawiąc się w najlepsze. Poznanie Meg bliżej, a także jej rodziny, było ciekawe ponieważ zaczęłam wiedzieć i widzieć więcej. Świąteczna atmosfera przenoszona z Londynu do Nowego Yorku i na powrót, była dobrym zagraniem. Mogłam wraz z główną bohaterką porównać różnice kulturowe oraz poznać bliżej ją i jej wybranka. Im dalej wsiąkałam w historię tej dwójki, dostrzegałam jak bardzo nie są idealni. Ten fakt zadowolił mnie wystarczająco, by czytać dalej, gdy Meg zrobiła kolejną życiową głupotę.

Prawda jest taka, iż bez bohaterów, którzy irytują i cieszą jednocześnie, nie byłoby dobrej historii. Mdłe opowieści o początku wielkiej miłości nadają się do scenariuszy filmów drugiego, a nawet trzeciego sortu. Tutaj autorka chciała pokazać, że takie zakochanie jest możliwe, lecz wiąże się z wieloma wyrzeczeniami, zbiegami okoliczności i osobami, które za wszelką cenę chcą zniszczyć Twoje szczęście. Dlaczego? Bo tak. Bo tacy są ludzie w rzeczywistości. Wtedy wstęp już nie wydawał mi się tak irytujący, a bohaterzy całkiem przyzwoicie wykreowani. Jednym słowem: magia. Magia zaczęła działać.

Jak już przeczytaliście, nie wszystko mi się podobało. Były momenty kiedy odkładałam książkę na bok, ponieważ nie potrafiłam pojąć jak Meg czy przystojniak Edd mogą być takimi głupcami. Jednakże im dalej czytałam, tym lepiej poznawałam ich motywy. W pewnym momencie współczułam obojgu. W końcu chcieli dobrze, ale nie potrafili powiedzieć „nie” lub po prostu zrobić to, co mówili. Meg za wszelką cenę chciała uwierzyć w dobro losu, natomiast Edd wolał mówić głosem serca, zamiast go spełniać w czynach. Oboje byli pogubieni, kiedy tylko dowiedzieli się paru przykrych rzeczy na swój sposób. Jednak jak to bywa w każdej romantycznej historii: miłość wygrała. Myślę jednak, że największym plusem tej powieści było to zło, które otaczało bohaterów. Dodatkowe wątki poboczne pokazały jak życie może być okrutne. Czasami od nas nie zależy dosłownie nic. Nie mamy wyboru, możliwości. Chociaż się staramy, nie jesteśmy wstanie zdziałać zbyt wiele. Jednakże upór, wiara i pomocna dłoń są w stanie zdziałać cuda. Bożonarodzeniowe cuda. 

Podsumowując: Naiwna, infantylna, bajkowa historia o miłości odbywająca się w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Przedstawiająca takie wartości jak: miłość, rodzina, przyjaźń, uczciwość i sprawiedliwość w innych, mało znanych wymiarach. Świat nie jest idealny, a życie Meg oraz Edda pokazuje jak bardzo trzeba się postarać, by móc być razem. Na dobre i na złe. Pierwsze refleksje przychodzą w dość krótkim czasie. Warto wtedy troszkę pomyśleć. Jeśli miałabym oceniać w skali reżyserskiej, dałabym tej powieści pierwszą kategorię. Tylko proszę, Hollywood, nie zniszczcie tego ;) 


Za tą przemiłą historię, dziękuję:

18 komentarzy:

  1. Także lubię twoje szczere bez lukrowania recenzje! :))

    OdpowiedzUsuń
  2. OO, może zatem doczekamy się ekranizacji powieści!
    ps.Zacna recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak najwięcej takich cudów w naszym życiu, czasem lekko przychodzących, a kiedy indziej wymagających dużego nakładu energii. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdyby nie przeogromna lista czytelnicza od razu kupiłabym tę książkę i wzięła się za czytanie :D
    Uwielbiam czytać długie recenzje, a że twoja przy okazji była ciekawa, to nawet lepiej :)
    Pozdrawiam,
    http://podrozemiedzyksiazkowe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooooo bardzo Ci dziekuje! Co do kupowania przyznam, że dla mnie to ksiazka baaaaardzo dobra :) Zwłaszcza, iż nadaje się nie tylko na okres świąteczny!

      Usuń
  5. Ja planuję już w przyszłe święta przeczytać :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety - książki o tematyce świątecznej omijam szerokim łukiem - jakoś tak mnie do siebie nie przekonują ;(

    OdpowiedzUsuń
  7. Autorka już raz skradła moje serce więc może i tym razem się uda :)

    OdpowiedzUsuń

Witaj przybyszu! Skoro już tutaj dotarłeś będę rada, jeśli pozostawisz po sobie ślad. Dziękuję za przeczytanie kawałka mej książkowej rzeczywistości. Mam nadzieję, że los ponownie kiedyś Cię tu przyśle. Za każdy komentarz serdecznie dziękuję. Na pewno się odwdzięczę!