poniedziałek, 4 listopada 2019

Coś – John W. Campbell

Powieści napisane w dawnych czasach nadzwyczaj różnią się od współczesnych. Takie powieści jak Coś oraz jej kontynuacja są mianowane określeniem fantastyki naukowej. Niespotykane i rzadko widziane. Zapomniane. Czyż z półek księgarń oraz witryn internetowych nie rzucają Wam się typowe powieści w klimacie fantastyki? Elfy, czarodzieje, niespotykane zjawiska określone sci-fi? A gdzie ta stara dobra szkoła? Czy to wszystko powstało z niczego? Przecież musi mieć swoje źródło! A gdybym zdradziła, że owe źródło było stertą kurzu przez ostatnie dziesięciolecia? 



Tytuł oryginału: Frozen Hell 
Tłumaczenie: Tomasz Chyrzyński 
Okładka i rysunki: Maciej Komuda 
Wydawnictwo: Vesper 
Rok wydania: 2019 
Liczba stron: 242 


Grupa badawcza stacjonująca na Antarktydzie odkrywa tajemniczy stop metalu. Głęboko w lodzie kryje się statek kosmiczny, który po wykuciu zdaje się być całkiem dobrze zachowany. Jak się później okazuje biegun południowy skrywa jeszcze jedną tajemnicę. W lodzie tkwi uwięziona istota pozaziemska. Jej wygląd budzi wstręt u każdego z naukowców, lecz ciekawość ludzka nie ma granic. Przybysz z obcej planety również nie. Zwłaszcza że zamierza skolonizować Ziemię przy pomocy nieświadomych ludzi. Tak też naukowcy stali się żerowiskiem dla bestii. Jak potoczą się losy uwięzionych mężczyzn? Czy są w stanie poradzić sobie z niebezpieczeństwem? Co jeśli ludzkość już została skażona? 

Opowiadanie te jest krótkie, jednak zawiera w sobie więcej niż niejedna książka. Opisy są dobrze przemyślane, a bohaterowie nie wydają się drętwymi nerdami. Dialogi wpuszczają Czytelnika w świat nauki, tłumaczą zachodzące zjawiska i wyjaśniają tło fabularne. Zapewne fizyk lepiej odnalazłby się w tej noweli, lecz prosty odbiorca również może złapać bakcyla. Przyznaje o trudnościach wywołanych niezrozumiałym słownictwem i dość skomplikowanymi tłumaczeniami zachodzących zjawisk, lecz w całości potrafiłam się odnaleźć. Zrozumiałam po co przyszli naukowcy, dlaczego statek jest tak wyjątkowy oraz w jaki sposób istota pozaziemska atakuje. Zapewne może być to wyzwaniem dla wielu Czytelników, ale czy nie warto się skusić by poznać klasyczną powieść, która stała się wzorem do naśladowania? Mrożące opisy, tajemnicze historie, nietuzinkowe miejsce akcji oraz prości, choć inteligentni bohaterowie. 

Więc o co tyle szumu o jakąś staroć? 

Otóż sama byłam ciekawa tego skąd tyle fascynujących opinii o opowiadaniu, które trudno jest wydać w formie książki, a co dopiero propagować wśród dzisiejszych Czytelników. Dlatego rozpoczęłam jak przystało na książkoholika od Przedmowy oraz Wprowadzenia. Były to puste słowa nie mające nic, co mogłoby mnie nakierować na chociażby tor pod tytułem: warte głębszego zainteresowania. Usprawiedliwiam się tym, iż dopiero jestem Padawanem jeśli chodzi o tego rodzaju literaturę. Więc nie zrażona brnęłam dalej… w Coś. I choć sama do końca nie wierzę temu co zaraz napiszę, ale nadal nie doceniałam tejże noweli. Stare, całkiem oryginalne (biorąc pod uwagę dzisiejszą różnorodność, ale i sztampowość), troszkę jak Obcy (film) w wersji mini. Poczucie grozy? Nie. Gęsia skórka? Niezbyt. Przerażenie bestią? Nope. Zainteresowanie? Tak.

Dobra, przyznaję… rysunki są wyczepiste! 

To właśnie one pobudziły moją wyobraźnie, zmusiły do robienie skwaśniałych min i brnięcia przez Kontynuację Coś. Najgorsze w tym wszystkim jest jedna rzecz… 

Wkręciłam się. Spytacie jak? 

Nie wiem. Najzwyczajniej ten robal mi się spodobał. 

Sadzę, że przeczytanie całości miało duży wpływ na mój odbiór samego opowiadania. Pozwoliło mi  to na połączenie ze sobą wątków, zrozumieć męczarnie przechodzące przez autora oraz poznać smak jego porażki. Wizerunek bestii, przeczytane opisy, klimat wiecznej zamarzliny, naukowy bełkot i wyjaśnienia czysto merytoryczne poskutkowały. Moje przegrzane styki połączyły obrazy z wyobraźni tworząc zaciekawienie. Tak te samo, które uleciało na samym początku, a zaczęło się odradzać im bliżej byłam końca. Suma sumarum, Coś po przeczytaniu ostatniej strony okazało się całkiem dobrą, weekendową lekturą.

Może coś ze mną nie tak, albo ten robal już mi ugrzązł w mózgu… 

… nie chwila to nie te sci-fi. 

Jednakże to całkiem dobra historyjka na początek podróży po fantastyce naukowej oraz niezły bonus dla największych fanów. 

Podsumowując: W takim wydaniu Coś staje się perełką na rynku wydawniczym. Zachęca ilustracjami, wzbudza zainteresowanie nietypową oprawą, a nadprogramowe informacje tworzą sentyment. Pojawienie się wątków historycznych oraz objaśnień merytorycznych pozwala cieszyć się lekturą. Choć w mojej pamięci najdłużej zapadnie rysunek potwora, a chęć obejrzenia filmu o podobnej tematyce zwiększa i zmniejsza się za każdym razem jak pomyślę o tym robaku. To co? Kto ma ochotę na seansik poprzedzony lekturą? Brrr!


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Vesper!

11 komentarzy:

  1. Przyznam, że nie czytałam. Jestem bardzo ciekawa ilustracji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lada gratka dla fanów gatunku. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowna okładka! To pierwsze co wpadło mi w oko :) Zdecydowanie muszę mieć ją na swojej półce, bo uwielbiam powieści fantastyczne (wszystkie) :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada się interesująco. Po lekturze "Łamaczy kodów", która wymaga sporej koncentracji z przyjemnością sięgnę po coś lżejszego

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam na liście już! Dziękuję za recenzję :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oglądałam chyba film oparty na opowiadaniu, albo coś bardzo podobnego. Chętnie obejrzałabym ilustracje, ale na razie nie mam czasu na tę historię.

    OdpowiedzUsuń

Witaj przybyszu! Skoro już tutaj dotarłeś będę rada, jeśli pozostawisz po sobie ślad. Dziękuję za przeczytanie kawałka mej książkowej rzeczywistości. Mam nadzieję, że los ponownie kiedyś Cię tu przyśle. Za każdy komentarz serdecznie dziękuję. Na pewno się odwdzięczę!