Zakończone historie mają to do siebie, że mogą zaskoczyć, rozweselić, wprowadzić w doła lub najzwyczajniej rozczarować. Choć Wojna Lotosowa jest połączeniem tego co uwielbiam oraz jednocześnie mnie zniechęca, to wygrała z moim lękiem dwa do trzech. Zastanawiałam się, co jeszcze można wymyślić, aby zakończyć opowieść o Tancerce Burzy w taki sposób, by nie zniszczyć tych pozytywnych reakcji. Ponieważ negatywne również się pojawiły, ale najzwyczajniej je zignorowałam. Więc pytanie brzmi, czy Jay Kristoff podołał i wzbił się na wyżyny wyobraźni?
Tytuł oryginału: Endsinger
Tłumaczenie: Jakub Radzimiński
Wydawnictwo: Uroboros
Seria: Wojna Lotosowa – tom III
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 672
Poprzednie tomy:
Bratobójca II
Rozwiązanie dokonane przez Kage oraz Gildię wydaje się być złe oraz okrutne, bez względu na to z jakiej strony na nie spojrzeć. Poświęcono kolejne życie, aby nadać sens pozostałym milionom. Rebelianci są roztrzaskani. Choć są bardzo cenni dla ludu, nie potrafią odnaleźć się w nowej sytuacji. Ich zadanie, w które wierzą całym sercem, okazało się zbyt trudne do zrealizowania. Natomiast nowy szogun to zaledwie marionetka w rękach tych, którzy planują coś więcej niż zdławienie buntowników. Jednak nawet tam zaprzestają wierzyć komukolwiek. Jak działać gdy lęk o siebie jest większy niż o bliskich? Co zrobić aby powstrzymać, coś czego nie chcemy? Czy Yukiko podoła swojemu przeznaczeniu? A może to Gildia wskaże jej drogę, ku głębinom śmierci?
„Nikogo do niczego nie zmuszaliśmy (…).
Po prostu daliśmy wam ostrze i pozwoliliśmy poderżnąć sobie gardło.”
Element który ani trochę mnie nie zaskoczył to rozbudowana fabuła do wręcz granic wytrzymałości! Autor poświęcił mnóstwo czasu oraz miejsca postaciom przewijającym się przez poprzednie dwa tomy. Yukiko, pomimo będąc główną postacią, została zrównana do parteru musząc okazać nieco szacunku pozostałym osobom. Choć szczegółowe fragmenty z sci-fi nie są moimi ulubionymi, to właśnie możliwość poznania tej samej historii z punktu widzenia Hiro, Kina, Hany lub Kaori są tak wyjątkowe. Opisy walk oraz przeprowadzonych działań wojennych zostały potraktowane na poważnie. Choć długość może nie mieścić się w głowie przeciętnego czytelnika, tak czynności przedstawiających walkę są wystarczająco zrozumiałe. Szczegółów jest masę, jednak nie ma w nich trudnych wyrazów, ani zdań, których nie dałoby rady zobrazować w głowie. Czytelnik mógł na spokojnie wyobrazić sobie akcję odgrywającą się zaledwie parę minut, jednocześnie nie tracąc energii oraz pasji do dalszego czytania. Bo nawet jeśli decydowałam się na przerwę, była ona krótka. Bardzo szybko chciałam powrócić do dalszych przygód ulubionych postaci. Ponadto jestem pełna podziwu umiejętnościom połączenia kultury językowej Japonii oraz Ameryki. Mam tu na myśli płynność jaka została osiągnięta w dialogach w kombinacji z barwnym słownictwem. Czasami miałam wrażenie, że czytam piękne wiersze posiadające mnóstwo znaków interpunkcyjnych, lecz efekt był ten sam. Niesamowity!
„Nie jesteście pozbawieni oczu. Widzieliście szkody, które wyrządzaliście swojemu światu.
Czerwone niebo. Czarne rzeki. Masowe wymieranie.
Ale nikt nawet nie kiwnął palcem.
Bo tak było łatwiej, prawda?”
Stworzenie historii gdzie sci-fi, fantastyka oraz wielowiekowa kultura łączą się bez większych przeszkód, jest czymś niezwykłym w dotychczasowej literaturze. Nawet jeśli nie przepadałam za wszystkim elementami, na których bazuje Wojna Lotosowa, to musiałabym stracić rozum, aby nie docenić pracy włożonej przez autora. Przedstawienie dwóch odrębnych światów, czyli zetkniecie się zachodu z wschodem, nie mogło przebiegać bez jakichkolwiek przeszkód. Prosto i wyraźnie zostały ukazane różnice kulturowe, które żadna ze stron nie chciała zaakceptować. Ich ślepa wiara obrazowała głupotę w działaniu oraz powodowała niezdrową rywalizację. Ukazane zostało zło roznoszone przez wszystkich ludzi wokół siebie, bo są rządni zemsty, pełni nienawiści i nie potrafią wybaczać krzywd sprzed wielu lat. Wszyscy uważali się za ważniejszych, lepszych, mądrzejszych, bardziej ucywilizowanych, a w rzeczywistości byli spaczeni przez swoje wierzenia oraz używki. Czy to Wam czegoś nie przypomina?
Podsumowując: Moje wyobrażenie o końcu Wojny Lotosowej przebiegało nieco inaczej niż te otrzymane w Głoszącej Kres. Religia, kultura oraz język przedstawione w tejże powieści są dla mnie proste do zrozumienia oraz przyjęcia jako fundamentów do literatury zawierającej w sobie przesłanie. Odkrycie go może być dla niektórych szokiem, innych dobrym momentem na zastanowienie się lub wyłącznie ciekawym aspektem w legendzie o Yukiko oraz Buruu. Dla mnie jest to powieść o sile jakim są więzi łączące obcych ludzi w świecie pełnym konsumpcjonizmu, wyzysku, kłamstw i manipulacji. Jest jak Niekończąca się historia, która ma swoje zwieńczenie w Nowej nadziei. Na nowe życie.
Oba cytaty pochodzą z: J. Kristoff, Głosząca Kres, uroboros 2018, s. 473.
Za możliwość przeczytania książki, dziękuję Wydawnictwu Uroboros!
Świetna recenzja. Wojny Lotosowe od dawna są na mojej liście do przeczytania.
OdpowiedzUsuńTo może w końcu uda się przeczytać? Trzymam kciuki!
UsuńPropozycja czytelnicza wydaje się zainteresować moją córkę, chętnie podsunę jej tytuł pod rozwagę. :)
OdpowiedzUsuńTak podsuwaj dobrocie! :)
UsuńNie mój typ literatury, ale recenzja świetna.
OdpowiedzUsuńCzasem wychodzę ze strefy komfortu, ostatnio mam pragnienie zamienić mroczne klimaty na komedie. :)
UsuńNie znam tej serii, ale chyba nie jest ona dla mnie. 😊
OdpowiedzUsuńOch dla Ciebie znajdzie się inne powieści <3
UsuńJuż dawno nie miałam okazji czytać takiej literatury. Jak widać autor naprawdę napisał coś rewelacyjnego!
OdpowiedzUsuńDawno, dawno temu japońska kultura bardzo mnie fascynowała. Próbowałam później kilkakrotnie podejść ponownie do tematu, ale jakoś albo nie było czasu, albo nastroju, albo powodu. Nie trafiłam wcześniej na "Wojnę lotosową", ale muszę przyznać, że recenzja obudziła we mnie nutkę sentymentu. No i uwielbiam trylogie i większe cykle książkowe, więc może sięgnę po pierwszy tom tej historii :) Dzięki za inspirację! //Taraissu
OdpowiedzUsuńOooo to trzeba wręcz nalegam aby spróbować, skoro to tematy ulubione i nieco zapomniane :)
UsuńPomimo mojej tematyki, jakoś trudno mi się przekonać do tej trylogii. ;)
OdpowiedzUsuńAch cóż, niestety do niczego nie ma sensu się zmuszać :)
UsuńŚwietna recenzja :D As in the book
OdpowiedzUsuńBardzo spodobało mi się Twoje spojrzenie na tę propozycję książkową. Ja niestety nie sięgam po ten gatunek. Nie porywa mnie i nie potrafi zainteresować na tyle, aby wybierać podobne mu lektury.
OdpowiedzUsuńHmmm kiedyś miałam podobnie, ale skusiłam się raz, drugi i za trzecim razem trafiłam idealnie :D
UsuńMam na półce tylko 1 tom, nie umiem skompletować tej trylogii. Jak mi się to uda, to wtedy się za nią zabiorę :)
OdpowiedzUsuńOj a gdyby tak przeczytać i nagle skompletować, bo chce się czytać dalej? :D
UsuńSłyszałam już o tej trylogii i czekam na okazję, a raczej więcej wolnego czasu, aby ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńMajówka zaraz będzie, można skorzystać!
UsuńMam ochotę na pierwszy ton, bo słyszę dość pozytywne opinie o twórczości Kristoffa. A Twoja recenzja - pierwsza klasa, świetne dobrane wnioski!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Ta seria jest genialna, autor świetnie przygotował się do pisania :)
UsuńNiestety nie jest to moja bajka, ale może kiedyś się to zmieni.
OdpowiedzUsuńjasne, każdy am swój gust :)
UsuńMam ten cykl od dawna w planach. Muszę się w końcu za niego wziąść.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Warto w końcu po nie sięgnąć! Dadzą sporo radości!
UsuńCiekawa recenzja, moze sie skusze? Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo zachęcam!
Usuńta seria jakoś mi umknęła, ale widzę, że odnalazłabym się w niej, bo to moja klimaty :-)
OdpowiedzUsuń